Od Jess Cd Nicholas

Trzymałam w reku lodową różę, cały czas patrząc w oczy Nicholasa i analizując to co powiedział. Po chwili jednak spuściłam wzrok i zaczęłam patrzeć się na prezent od chłopaka.
- Bardzo ładna - powiedziałam cicho. - Ale nie mogę jej zabrać.
- Dlaczego? - spytał smutny.
- Nie mogę zabrać jej do pokoju. Roztopi się.
- Nic się z nią nie stanie mała - objął mnie niepewnie ramieniem. Przybliżyłam się i położyłam mu głowę na ramieniu. Dopiero wtedy objął mnie pewniej. Pociągnęłam nosem, wtulając się w niego.
- Wiesz co...? - zaczęłam. - Tak myślałam teraz nad tym co powiedziałeś i...
- I? - spytał cicho gładząc mnie po włosach.
- Powiem wszystko co mnie dręczy ale nie przerywaj mi, dobrze? - spojrzałam mu w oczy. - Obiecaj.
- Obiecuję - powiedział cicho.
- Wiesz... życie po złej stronie nie jest takie znowu złe... - zaczęłam. - Można robić co się chce, dostaje się do się chcę... ale trzeba usługiwać rodzicom. Robić to co każą, bo jeśli nie... - oswobodziłam się w jego uścisku i odpięłam kurtkę. Odsłoniłam plecy, pokazując rany po odciętych skrzydłach. Usłyszałam ciche westchnienie chłopaka przepełnione bólem i przerażeniem. Nie odezwał się jednak. Ubrałam się i wzięłam do ręki różę. - Karzą nas w bardzo... bolesny sposób. To ich sposób na wyrażanie dyscypliny. I... zasada mojej mamy jest brak jakichkolwiek bliskich kontaktów z ludźmi, a każde złamanie zasady groni karą. Dlatego też... nie będę twoja przyjaciółką.
- Co? Jess  nie bój się matki. Tutaj nie może cię skrzywdzić. - powiedział tuląc mnie do siebie.
- Tu nie chodzi o mnie Nicholas... - powiedziałam cicho. - Ja już praktycznie nie czuję tego bólu, ale... ona może skrzywdzić jeszcze ciebie... - spojrzałam mu w oczy. - Zrobi ci krzywdę, bo chciałeś mi pomóc.
Wstałam i podeszłam do pobliskiego drzewa. Urwałam gałązkę, która za pomocą czarów od razu odrosła. Podeszłam do chłopaka z patykiem. Wyczarowałam magiczną donicę i ziemię w niej, po czym włożyłam tam patyk. Po chwili zaczął się giąć na różne strony pokrywając się cierniami. Na samej górze wyrósł kwiat podobny do róży. Jego płatki były delikatne, ale od spodu pokryte trującymi kolcami. Nicholas patrzył na to zafascynowany. Gdy wzrost się skończył, podałam mu fioletową doniczkę.
- To jest Kwiat Niespełnionych Nadziei. Nie będzie cię ranił - powiedziałam. - Ale jeśli ktoś inny zechce go dotknąć, porani go i uśpi na kila dni.  - poczułam ból w sercu, że za chwile będę musiał zostawiać go samego. Płatki zmieniły kolor na brązowy. - Zmieniają swój kolor w zależności od mojego nastroju - powiedziałam cicho. - Ciemne kolory wyrażają złe emocje, a jasne dobre. Nie musisz go podlewać, nie uschnie. Kwiat umrze dopiero wtedy, gdy umrę ja.
- Dlaczego tak mówisz? - spytał gładząc mnie po policzku.
- Bo to taki... prezent pożegnalny - powiedziałam. - Nie chce cię narażać. Lepiej byłoby, gdybym się wtedy nie odezwała... - wstałam i nachyliłam się nad chłopakiem dając mu całusa w policzek. - Byłbyś bezpieczny...
Zmieniłam się w kruka, zabrałam jego różę i odleciałam.




Nicholas? :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x