- Jasna cholera! - krzyknęłam, gdy wręcz nagle przede mną wyrósł człowiek. Normalnie prawie spod mojego buta! Z zaskoczenia złapałam się za pierś. Prawie zawału dostałam. Poczułam za sobą wiecznie ciepłą sierść Zorra, który momentalnie znalazł się za mną. I tak oto kończą się samotne wędrówki z ukochanym koniem. Że nagle ktoś wyskakuje ci spod nóg. Chłopak nic nie powiedział. Widziałam, jak porusza wargami, jednak nic nie usłyszałam. Zrobiłam jeden krok w jego stronę.
- Mógłbyś powtórzyć? - spytałam, wysuwając głowę w jego stronę. Tym razem coś wymamrotał, jednak jak dla mnie nadal niewyraźnie. - Głośniej - rzekłam, tym razem przystawiając dłoń do ucha.
- P-prawie m-mnie z-zd-zdeptałaś - w końcu powiedział. Otworzyłam usta na kształt litery "a", jednak zaraz się zaśmiałam, z powrotem prostując.
- Nie można było tak od razu? - spytałam ze śmiechem w głosie. Nieznajomy tylko wymijająco spojrzał gdzieś na bok. Dziwny gość. Najpierw jest niby wielkości mrówki, potem wyskakuje spod moich stóp. A myślałam, że to ja jestem ta dziwna. Cóż, widocznie się myliłam. To nawet dobrze, przynajmniej dla mnie.
- A jak ty właściwie to zrobiłeś? - od razu zagadałam. Byłam ciekawa. Też bym tak chciała. Zobaczyć mijający świat z grzbietu konia... Nie no, ciekawa sprawa. Ten znowu się nie odezwał, tylko złapał się dłonią za łokieć. Westchnęłam. Niemowa, co? Przyjrzałam mu się. Raczej chudy... niezbyt wyższy ode mnie... oczu nie mogłam zbytnio dostrzec, jednak jego kręcone brązowe włosy aż prosiły się, by za nie pociągnąć. Cholercia, całkiem ładny. Wtedy poczułam, jak ktoś szturcha mi rękę. No tak, Junior.
- Już idziemy, spokojnie - powiedziałam w jego stronę, po czym znowu zwróciłam się do chłopaka. - Jak nie chcesz, to nie mów. Ja muszę iść. Do... kiedyś - na końcu delikatnie się uśmiechnęłam, machając mu dłonią na pożegnanie. Poszłam do przodu, wystawiając lewą dłoń do tyłu, gdzie zaraz poczułam chrapy mojego ogiera. Uwielbiam jego dotyk na skórze. Szłam dosyć szybko, by koń nie nadepnął mi kopytem na buta. Moje kochane trampeczki... Uwierzyć, że niedawno mogły być jednym z narzędzi zbrodni. Takie dwie śmiertelne bronie. Zaśmiałam się na taki wymysł. Jestem niemożliwa.
- Spróbuj tylko jeszcze raz mi zwiać, a nie dostaniesz jutro jabłek - pogroziłam Juniorowi, który chyba zaczął przyspieszać. Zaraz jednak zwolnił, idąc swoim prawie że normalnym tempem. No, i tak możemy rozmawiać! Ja mu grożę, a ten mnie słucha. Idealnie.
Harry? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz