Od Yavy do Devana

Obudziłam się przez promienie słońca wpadające przez lekko rozsunięte zasłony. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Odrzuciłam kołdrę na bok i przeszłam się po pokoju. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Podeszłam do mojej szafy z ubraniami. Wyjęłam z niej czarne bryczesy i białą koszulkę polo. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i ubrałam we wcześniej wybrane ciuchy. Poszłam do stołówki. Stół był zastawiony przeróżnymi potrawami. Mięsa, soki, owoce, warzywa i wiele innych. Zrobiłam sobie kanapkę z szynką, serem, sałatą i pomidorem. Gdy już zjadłam, wyszłam na zewnątrz. Poszłam do stajni, do mojej czarnej klaczy.
– Cześć, maleńka – powiedziałam do konia, wchodząc do jej boksu. Eterea odwróciła głowę w moją stronę i zastrzygła uszami. Pogłaskałam ją po szyi. Złapałam za kantar i wyprowadziłam z boksu. Uwiązałam ją na zewnątrz. Poszłam po siodło, uzdę, czaprak i zgrzebło. Wróciłam do Eterey. Powiesiłam je.
Eterea, chodź tutaj – ta zastrzygła uszami, odwróciła się i podeszła do mnie. Wyciągnęła szyję i zaczęła mnie obwąchiwać. Wyciągnęłam z kieszeni bryczesów paczkę cukierków. Wzięłam jednego i położyłam na płaskiej dłoni, wyciągając rękę w stronę pyska konia. Rumak powąchał cukierek i wziął go delikatnie do pyska. Pogłaskałam ją delikatnie po chrapach. Podniosłam czaprak i położyłam go na jej grzbiecie. Gdy już dobrze ułożyłam czaprak na grzbiecie klaczy, podniosłam siodło. Kiedy położyłam siodło na czapraku, wzięłam do ręki uzdę. Lewy kciuk włożyłam jej do pyska, przez co ona go otworzyła. Włożyłam wędzidło do pyska konia. Lejce przełożyłam nad łbem i resztę pasków zapięłam. Podeszłam do konia od lewej strony. Wsunęłam stopę w strzemię, odbiłam się od ziemi, przerzuciłam prawą nogę nad grzbietem konia i usiadłam wygodnie w siodle. Ścisnęłam łydkami boki konia, żeby ruszył. Moja klacz reaguje na najsłabsze sygnały, więc musiałam to zrobić delikatnie, żeby nie ruszyła galopem, a co gorsza cwałem. Eterea ruszyła z miejsca kłusem. Trochę wybijało mnie w siodle, ale mi to nie przeszkadzało. Kłusem wprowadziłam konia na plac treningowy i zrobiłam kilka kółek wzdłuż płotu. Po chwili zsiadłam z klaczy i ustawiłam kilka przeszkód. Gdy to zrobiłam, wsiadłam z powrotem na konia i popędziłam ją do wolnego galopu i przeskoczyłam nad wszystkimi trzema przeszkodami. Na środku wybiegu zrobiłam idealną ósemkę i ponownie nakierowałam klacz na przeszkody i poszybowałyśmy w górę. Po kilku takich seriach zatrzymałam się i zsiadłam z klaczy. Ujrzałam, że przy płocie stał bardzo wysoki chłopak z tunelami w uszach. Miał niebieskie włosy.
– Cześć! – krzyknęłam do chłopaka i pomachałam mu. Złapałam za lejce i poprowadziłam konia do płotu, żeby porozmawiać z chłopakiem.
– Hej. – odpowiedział, gdy do niego podeszłam.
– Długo mnie tak obserwowałeś? – zapytałam.

Devan?
 Przepraszam za to, że takie krótkie, ale jakoś wena mnie opuściła, a muszę napisać jeszcze opowiadania na dwa inne blogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x