Spojrzałem na dziewczynę, która z uporem wpatrywała się w
śnieg pod naszymi stopami. Jej słowa wisiały w powietrzu, czułem ich ciężar na
moich ramionach, jakby zaraz miały popchnąć mnie na ziemię. Przełknąłem ślinę
próbując powiedzieć coś, chociażby zwykłe tak, ale za każdym razem, kiedy
otwierałem usta moje gardło zaciskało się jeszcze bardziej. Kitai od zawsze
miała ciężkie życie, właśnie to wszystko z siebie wyrzuciła, w dodatku prawie
nieznajomej jej osobie. Chciałem ją jakoś pocieszyć, wesprzeć, ale nie
potrafiłem nawet odchrząknąć, moje
gardło robiło się coraz bardziej suche z każdym moim oddechem.
„Wszystko będzie
dobrze” nie działa, sam to wiesz.
Potarłem skronie wzdychając ciężko. Nie możemy stać na takim
zimnie przez dłuższy czas, a na pewno nie możemy spędzić pierwszej nocy w
akademii w pobliskim mieście.
- Hej. – dopiero po chwili się zorientowałem, że cholera, sam się odezwałem. Podszedłem
powoli do blondynki która wciąż unikała kontaktu wzrokowego. Przez chwilę
zastanawiałem się spanikowany co zrobić, bo już się odezwałem, a nie jestem na
tyle pewny, że jestem w stanie ją przytulić-
Złapałem ją mocno za rękę. Wydawała się być zdziwiona tym
gestem, chociaż i ja byłem dość zaskoczony, że to zrobiłem. Zgiąłem lekko
kolana, próbując stanąć tak, żebyśmy mieli oczy na tej samej linii, bez zmuszania
Kitai do podnoszenia głowy; i tak była już wystarczająco zawstydzona. Ścisnąłem
jej dłoń, czując chłodny wiatr uderzający mnie w plecy. Dziewczyna spojrzała na
mnie marszcząc lekko brwi, a ja przełknąłem ślinę.
- Nie ma znaczenia, co działo się wcześniej. Teraz jesteśmy
tutaj, w całkowicie innym miejscu, z całkowicie innymi ludźmi i tutaj –
ścisnąłem jej dłoń jeszcze raz, skupiając się na skończeniu zdania bez
kolejnego przerywania – tutaj nikt nie będzie cię niczym faszerować. Nikt cię do niczego nie
zmusi. Przynajmniej ja do tego nie dopuszczę.
Wyobrażałem sobie, jak zabawnie musiała wyglądać ta sytuacja
– ja, osoba, która sama nie umie siebie obronić, niestabilny emocjonalnie
kłębek wiecznej paniki mówiąca o zapewnieniu bezpieczeństwa Kitai, spokojnie
umiejącej się obronić, w końcu sama powiedziała, że chodziła na lekcje walki.
Byłem pewien, że dziewczyna mnie wyśmieje, bo w końcu, ja mam ją ochraniać? Niby przed
czym, zimnem? , ale blondynka nie wybuchnęła śmiechem. Uśmiechnąłem się
nieśmiało ściskając jej dłoń.
- Okej?
Kitai przytaknęła niepewnie, a ja wyprostowałem się.
Ruszyliśmy powoli w stronę, z której szliśmy. Mimo tego, że dziewczyna na tak
speszoną jak wcześniej, nie miałem ochoty puszczać jej ręki. Bałem się, że
rozpadnie się na kawałki, jak szkło lub porcelana. Poza tym, miałem wrażenie,
że byłoby dość niezręcznie, gdybym nagle odsunął się od niej po tym, jak
zaoferowałem jej jakąkolwiek pomoc.
Oprócz tego, hej, było dość zimno, a
każde źródło ciepła jest czymś dobrym na takim mrozie, tym bardziej jeżeli się
ściemnia a ty nie jesteś pewien drogi powrotnej.
Szliśmy przez dłuższy czas w ciszy, mijając wiele podobnych
do siebie budynków, samochodów, których ilość ciągle się zmniejszała, a miasto
powoli zapadało w sen, chociaż godzina wcale nie była tak późna. Z każdym
naszym krokiem w stronę akademii domy znikały, zastępowane coraz większą
ilością drzew. Na horyzoncie można było zauważyć poświatę szkoły, ale wciąż
byliśmy zbyt daleko, żeby rozróżnić poszczególne budynki. Uporczywie trzymałem
dłoń Kitai, nie chcąc jej puścić. Jedna część mojej głowy chciała uciec jak
najdalej, przestać przybliżać się do dziewczyny; druga nie pozwalała mi
wyprostować palców, odsunąć ręki. Przypomniałem sobie o tym, że kiedy wrócę do
akademii będę musiał spotkać się z moim współlokatorem, którego jeszcze nie
poznałem. Na samą myśl o tym po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Spojrzałem
na blondynkę zastanawiając się, jak mogła mieć na tyle szczęścia, żeby dostać
jednoosobowy pokój.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
Dałem jej zaciśniętej
dłoni impuls, skupiając uwagę dziewczyny na sobie. Podniosła na mnie wzrok bez
słowa, podnosząc brwi.
- Czy twoja oferta – poczułem jak moje gardło się zaciska
uniemożliwiając mi dokończenie zdania. – uh, pójścia do twojego pokoju nadal
jest aktualna?
Kitai przez chwilę zastanawiała się nad moimi słowami, a ja
próbowałem skupić się na parze wychodzącej z moich ust, znikającej po chwili na
zimnym powietrzu. Piekły mnie uszy i nos, a srebrny kolczyk przypominał o
sobie, chłodny metal na skórze powodował, że było mi jeszcze zimniej.
Cholera, powinienem wziąć ze sobą czapkę.
Może jak następnym
razem odmrozisz sobie palce i nie będziesz mógł pisać to się nauczysz, że rękawiczki też trzeba nosić w zimie.
Zacisnąłem powieki i szczękę, skupiając się na spokojnych,
głębokich oddechach, chociaż i tak z każdą sekundą się skracały. Nie teraz, nie
było cię przez ten cały czas, czemu teraz-
Dobrze wiesz, że
nawet, jeżeli jest cicho, i tak tu jestem.
- Tak, tak. – głos Kitai wyrwał mnie z zamyślenia,
powodując, że wypuściłem z płuc powietrze, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że
je trzymałem przez ten cały czas.
Gdy dotarliśmy do bramy akademiku, zauważyłem z ulgą, że
była wciąż szeroko otwarta. W drzwiach budynku mieszkalnego nikt nie stał, w
przeciwieństwie do kilku godzin wcześniej, kiedy to zaproponowałem Kitai
papierosa. Miałem wrażenie, że działo się to wręcz kilka dni temu, tyle rzeczy
się stało przez tą połowę dnia. Wchodząc do środka powiew ciepłego powietrza
uderzył w nas, rozluźnił odrobinę moje mięśnie, a ja mimowolnie westchnąłem z
ulgą na poczucie ciepła. Dopiero w gorącu pomieszczenia, przygaszonym świetle i
miękkim dywanie pod naszymi stopami poczułem ogarniające mnie zmęczenie. Miałem
ochotę położyć się na łóżku i zasnąć, ale na myśl, że ktoś inny ze mną mieszka,
mój mózg rozbudził mnie do reszty.
Kitai poprowadziła
mnie po schodach, wciąż mieliśmy złączone dłonie, zacząłem zastanawiać się, czy
kiedykolwiek je puścimy. Dopiero, kiedy dziewczyna
stanęła przed jednymi z drzwi i już sięgała do klamki odsunąłem się gwałtownie,
wręcz odskakując na bok. Sam zdziwiony swoim zachowaniem spojrzałem na
zaskoczoną dziewczynę.
- Przepraszam – podrapałem się po karku wbijając wzrok w
moje zdarte trampki. Sam zacząłem mieć
wątpliwości. Jak ja bym się czuł, gdybym miał wpuścić praktycznie obcą mi osobę
do swojego pokoju? Na pewno niezręcznie, co do joty. Po chwili podniosłem głowę
obserwując blondynkę, której dłoń lewitowała centymetry nad klamką. – Czy to na
pewno… dobry pomysł?
Kitai spojrzała na mnie zdezorientowana, marszcząc brwi. Zacisnąłem
szczękę czując jak lekko kręci mi się w głowie. Oparłem się o ścianę.
- W sensie… praktycznie się nie znamy, a ty wpuszczasz mnie
do swojego pokoju. Nie to, żebym miał nic przeciwko, ale… czy tobie to nie
przeszkadza?
Kitai?
tak bardzo przepraszam, że tyle mnie nie było; mam nadzieję, że nadrobiłam choć odrobinę ilością tekstu ;////;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz