Westchnąłem zrezygnowany, patrząc na drzwi, które przed chwilą były otwarte. Widziałem, że spodobały jej się moje sztuczki, ale potem najwyraźniej straciłem humor. Nie powinienem mówić wtedy o moim ojcu. Zirytowany przeczesałem dłonią włosy, mierzwiąc je.
- Choć Aria — szepnąłem do mojej kochanej królewny, która widząc mój smutek, miauknęła i zaczęła się o mnie łasic. - Nic się nie stało mała — schyliłem się po nią i ziołem ją na ręce. - Idziemy już lulu, co? - w odpowiedzi polizała mnie szorstkim językiem po nosie.
Leżałem już w łóżku spakowany na jutrzejszy pierwszy dzień w nowej szkole. Usiłowałem zasnąć. Właśnie — usiłowałem. Za chiny nie umiałem odejść do krainy morfeusza. Nie wiem czemu. Może dlatego, że moje myśli zaprzątała osóbka o pięknych oczach? Westchnąłem sfrustrowany. Włożyłem poduszkę pod głowę. Nawet to nie pomogło. Cały czas myślałem o Jessice. O mojej (?) Jess. O dziewczynie, która nie umie kochać, ale się tego nauczy. Już niedługo. Z tą myślą w końcu zasnąłem i z wyobrażeniem jak Jess się do mnie uśmiechała.
Z bardzo przyjemnego snu wyrwał mnie budzik. Miałem zaróżowione policzki i przyspieszony oddech. Chciałem właśnie zamordować budzik, który wyrwał mnie z mojego marzenia.
- Jak ja nienawidzę szkoły — warknąłem pod nosem i wstałem z zamiarem szykowania się do wyjścia.
___
Biegłem ile sił w nogach z plecakiem zarzuconym na lewe ramie. W dłoniach trzymałem torebki śniadaniowe z kanapkami dla mnie i małej diablicy. Zziajany zapukałem do jej drzwi.
- Jess wstałaś już? - krzyczałem przez powłokę, która nas oddzielała od siebie.
- Musisz tak wrzeszczeć? I po co mam wstawać? - przede mną stała wkurzona Jess w piżamie i z kołtunionymi włosami.
- Słodko wyglądasz — mruknąłem do niej i się uśmiechnąłem w jej kierunku.
Jessica się zapowietrzyła. Brała oddech, aby mi wykrzyczeć, żebym się do niej tak nie zwracał, ale jej szybko przerwałem.
- No ubieraj się — ponagliłem ją. - Potem na mnie nawrzeszczysz. - Dzisiaj nasz pierwszy dzień szkoły — zawołałem entuzjastycznie.
- Nie wiem, z czego się cieszysz — prychnęła i zamknęłaby mi drzwi przed nosem, gdybym nie wstawił stopy pomiędzy drewno, a framugę.
- Jess — powiedziałem oburzony. Jeśli nie chce się szykować... Pomogę jej!
Pstryknąłem palcami wolnej ręki. Znikąd w pokoju dziewczyny zerwał się wiatr, który otwierał jej meble w poszukiwaniu ubrań.
- Ej co ty?! - podmuch wiatru popchnął ją w kierunku łazienki, przy okazji wręczając jej ubrania. Drzwi się za nią zamknęły i po chwili było słychać jej pisk.
-Czemu nie ma ciepłej wody?!
- Żebyś się szybciej umyła mamy pół godziny, a jeszcze musisz coś zjeść. Już ci spakowałem torbę jakby co — wygodnie usadowiłem się na jej łóżku. Uśmiechając się pod nosem. Widok Jess przed chwilą znowu poruszył moje serduszko, które dziwnie biło.
___
- Nienawidzę cię — kolejny raz Jess wysyczała ten sam wzrok kierowany do mnie.
- Wiem, mała wiem - posłałem w jej stronę szeroki uśmiech.
- Przez ciebie — nawet nie dałem jej skończyć tylko szybko, cmoknąłem ją w czółko.
- Kanapki masz w torbie. Na pewno będą ci smakować. Masz jeszcze bidon z ciepła herbatą. Wszystkie książki i zeszyty zapakowane królewno. Zobaczymy się później. Mam coś do załatwienia. Pa Jess! - po mojej wymowie wystrzeliłem jak z armaty, uśmiechając się szczęśliwy. Może ten dzień będzie udany — z tą myślą szybko ruszyłem przed siebie.
<<Jess? sorki, że dopiero teraz, ale byłam na nartach ^^>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz