Razem z Mattem staliśmy przed tronem naszej matki słuchając tego co mam nam do powiedzenia. Właśnie przed chwilą dowiedzieliśmy się, że wysyła nas do jakiejś szkoły.
- Co to ma znaczyć, że jedziemy do jakiejś akademii? - spytał wściekły Matt.
- Oj, skarbie - zaczęła matka. - To dla waszego dobra.
- Dla naszego dobra?! - oburzył się - Dla naszego dobra?! Dlaczego nas tam odsyłasz?! Robimy wszystko co tylko zechcesz! Dlaczego?!
- Masz charakterek po ojcu - zaśmiała się i podeszła do nas, po czym złapała mojego brata za brodę. - No wykapany ojciec.
Laska, którą trzymała w ręce zaczęła świecić, a po chwili na jej czubku usiadł kruk matki. Spuściłam wzrok i spojrzałam na swoje buty. Zamyśliłam się na chwilę. Co ja mam tam niby robić? Przecież, bez matki... nie mam życia. Dosłownie. Nie wiem jak jest za murami jej zamku. Od urodzenia nie wystawiłam nosa za drzwi, a teraz nagle mam jechać do jakiejś akademii? Żeby co?
- Jessica! - spojrzałam na nią lekko wystraszona. - Wołam cie dziubek!
Rozejrzałam się. Matthew stał przy oknie i patrzył na widoki na placu. Chociaż nie wiem czy widział cokolwiek, przecież niebo była całe w burzowych chmurach.
- Tak? - spytałam patrząc na nią.
- Chodź tutaj do mnie.
Zrobiłam jak kazała i podeszłam do niej blisko.
- Doszły mnie słuchy, że w tej akademii jest młodzieniec, który posiada własnego smoka. Chciałabym, żebyś się do niego zbliżyła i jakoś odebrała mu smoka.... lub ewentualnie dostała swojego.
- Mam się z nim... zakolegować? - ledwo przeszło mi to przez gardło. Ja i przyjaciele? Pf! Niedorzeczne!
- No coś ty dziubek! Nie pamiętasz co ci zawsze powtarzałam?
- Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym - powiedziałyśmy w tym samym czasie.
- No widzisz skarbie! A teraz idź po swoje walizki! Szofer już czeka.
Bez słowa pożegnania odeszła, więc ja zrobiłam to samo. Poszłam do pokoju i zabrałam czarne walizki, po czym zeszłam na dół. Wychodząc na dwór poczułam dziwny niepokój. Mimo to dołączyłam do brata. Alvaro usiadł na moim ramieniu i zasnął. Ja jednak nie potrafiłam. Cały czas myślałam o nowej szkole.
- Nie pokazuj słabości Jessica - powiedział do mnie brat.
- Nie martw się - posłałam mu chytry uśmieszek. - Nie jestem tobą.
Spojrzałam za okno i westchnęłam. Jak ja nie chce jechać do tej szkoły...
***
Gdy stałam przed już w pokoju zamarłam. Była taki... jasny i... radosny.
- O boże... - zaczęłam myśląc, ze za chwilę zwrócę obiad. A jakby tego było mało, zobaczyłam, że nie mieszkam sama. - No świetnie...
Zostawiłam moje rzeczy, po czym jak najszybciej opuściłam pokój razem z Alvarem na ramieniu. Niestety... los chciał, że wpadłam na kogoś.
- Patrz jak łazisz! - powiedziała wkurzona.
- Przepraszam no - odparł jakiś blondyn po czym wyminął mnie. Bezczelny!
Ruszyłam na dwór. Owiał mnie chłodny, zimowy wiatr. Poczułam gęsia skórkę. Wzdrygnęłam się. Kruk wydął z siebie dźwięk niezadowolenia, po czym wzleciał w powietrze i poleciał w stronę lasu.
- Alvaro! - wrzasnęłam za nim i pobiegłam z jego kierunku. Na moje nieszczęście kruk usadowił się na wysokiej gałęzi. - Zadowolony?!
Nagle coś, a raczej ktoś wywalił się na lodzie. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć kto to taki.
- Mój kręgosłup - był to dość... przystojny chłopaka. - Będę miał siniaki.
- Nic ci się nie stało? - powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Jednak jakieś geny po ojcu mam... - Możesz wstać?
- Tak nic się nie dzieje, mam wszystko pod kontrolą - uniósł kciuka do góry po czym wstał z ziemi.
- Na pewno nic ci nie jest? - kurde tato musiałeś być taki wrażliwy?!
- Tak. Na pewno - powiedział i zrobił kilka kroków w moim kierunku. - Kim jesteś? Czemu się nie pokażesz? Jestem Nicholas, a ty?
Odpowiedzieć mu czy nie? Z jednej strony nic mi nie szkodzi, ale gdy ludzie usłyszą kim jestem, od razu uciekają. I dobrze. Ale... Alvaro wylądował na moim ramieniu i zakrakał.
- Pokaż się - poprosił. - Nic ci nie zrobię.
Prychnęłam pod nosem.
- Prędzej ja zrobię coś tobie - odparłam,
- Pokaz się. Nie boję się.
- Ale zaczniesz.
- Na pewno nie.
Wyszłam zza krzaka i spojrzałam na niego. Otworzył szeroko oczy i zaczął lustrować mnie wzrokiem.
- Czego miałbym się bać? - spytał
- Tego, że jestem taka jak moja matka.
- A kim ona jest. Znam ją?
- Moja matka do Diabolina. A ja nazywam się Jessica Daddario.
Nicholas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz