Od Nicholasa Cd Jess

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Uniosłem sople powieki. Mój wzrok był nieobecny. Nie umiałem się skupić na jednej głupiej czynności - siedzenia prosto. Powoli i ostrożnie podniosłem się z łóżka. Zawlekłem się pod drzwi i je otwarłem na oścież.
- Panie Dyrektorze? - szepnąłem zdziwiony na widok osoby przede mną stojącej.
- Nicholasie. Dobrze cię widzieć - przywitał się uprzejmie. - Zapraszam ze mną do mojego gabinetu. Mamy coś do omówienia.
- Co takiego proszę pana - szepnąłem pod nosem. Nauczyciel musiał to usłyszeć, bo spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem i zawiedzeniem?
- Nie uczęszczasz na lekcje albo wagarujesz. Znikasz w połowie zajęć i nikt nie wie, gdzie jesteś. Najwyraźniej charakter odziedziczyłeś po ojcu - obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia z akademika. A ja jak posłuszny piesek ruszyłem za nim.
___
Złapałem się za głowę. Bolała mnie od jakiegoś czasu. Może to od długiego płaczu i wybuchów niekontrolowanej magi? Tak pewno to. Jestem także pewien, że to przez rozmowę z dyrektorem, który przeprowadził ze mną długą rozmowę o moim zachowaniu. Pytał się o powody mojego wagarowania. Oczywiści nie powiedziałem mu o problemach sercowych, bo i po co? Karą za moje ucieczki było sprzątanie stajni przez miesiąc tylko w weekendy oraz musiałem być na wszystkich zajęciach, bez spóźnienia inaczej dyrek dzwoni do mojego ojca i powie mu o moich wyczynach. Raczej nie chciałem, aby tatuś tu przyjeżdżał. Jego by tu brakowało. Jego i wszystkich strażników.
- Boli cię głowa? - stanęła przede mną jakaś niska dziewczyna. - Dam ci tabletkę, jeśli chcesz.
- Nie dzięki - odmówiłem. Przemknąłem się obok niej, delikatnie tyrpiąc ją ramieniem, za co ją od razu przeprosiłem.
Brakowało mi tylko rozmowy z obcą dziewczyną. Nie chce rozmawiać z nikim innym oprócz Jess, ale to jest niemożliwe. Przygnębiony ruszyłem na zajęcia z samoobrony.
Wchodząc do pomieszczenia specjalnie przystosowanego do walk, podszedłem do nauczyciela - pana Chana. Wręczyłem mu kartkę od dyrektora, w której była podana przyczyna mojej nieobecności oraz napisane zasady które muszę spełniać, aby mój ojciec nie był wezwany do szkoły. Nauczyciel kazał mi usiąść, gdzie popadnie. Uczyniłem to wielką chęcią.
Nawet nie rozglądałem się po sali. Wiedziałem, że Jessica tu jest. Nie chciałem na razie mieć z nią kontaktu. Może byłem tchórzem w tej chwili, ale kocham ją? Tak kocham, a przypomnę, że to ona nie chciała mnie. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos nauczyciela.
- Może teraz panna Daddario pokaże nam walkę ze swoim bratem? - szybko podniosłem głowę. Spojrzałem na Jess, która odbierała od nauczyciela jednoręczny miecz. Mój wzrok powędrował do jej przeciwnika. Zdziwiłem się, gdy ujrzałem brata dziewczyny. Przecież się tam zaraz pozabijają... Zaczęła się walka. O ile walką można nazwać haratanie siebie nawzajem. Serce zabiło mi mocniej na widok zranienia dziewczyny. Tak jej nienawidziłem, ale jednak coś do niej czułem? Jestem popaprany. Po chwili te harce przerwał nauczyciel. Moje spojrzenie cały czas błądziło za Jessicą, która teraz siebie uleczyła.
- Panno Daddario - głos nauczyciela oderwał mnie od obserwowania dziewczyny. - Podejdź. Będziesz walczyła z panem Barnesem - nie umiałem uwierzyć. Ja mam z nią walczyć? Ja. Ręce zaczęły mi drżeć. Znowu słyszałem w głowie szepty. Szepty, który w kółko mówiły mi, że nienawidzę Jessici z całego serca. Że mnie zostawiła, że bawiła się mną. Zwodziła na manowce. Energicznie się podniosłem z ziemi. Skierowałem się w kierunku nauczyciela i mojego wroga? Tak. Szepty mi tak mówiły. Mówiły, że mam ją pogrzebać. Zniszczyć tak jak ona to mnie zrobiła. Dostałem do ręki miecz dwuręczny. Nienawidziłem tej broni. Ciężki długi miecz, którym trudno władać. Stanąłem naprzeciwko niej. Patrzyłem na jej twarz. Na jej oczy, które mówiły... Nic nie mówiły. Po oczach można poznać czy ktoś kłamie. Ona najwyraźniej doszła do perfekcji.
- Zapłacisz za to - szepnąłem do siebie. Nawet nie czkałem na komendę nauczyciela, abyśmy zaczęli. Rzuciłem miecz pod nogi pana Chana. Przyzwałem wiatr, który odepchnął nauczyciela na kilka metrów. W sali zaczął padać śnieg. Oddzieliłem resztę osób od siebie i dziewczyny ścianą z lodu, którą porastały lodowe kolce. A propos osóbki, która mnie zniszczyła. Stała cały czas nieporuszona tym, co przed chwilą zobaczyła. Trzymała w dłoniach miecz, który wyglądał śmiesznie przy takiej osóbce jak ona.
- Nienawidzę cię słyszysz - powiedziałem to w końcu. Powiedziałem. Zasłużyła na ból. Zniszczyła mnie. Moje dłonie zacisnęły się w pięści. Zacząłem drżeć z negatywnych emocji. - To wszystko twoja wina! To przez ciebie je słyszę! Mówią do mnie. Przez chwilą nie mówiły do mnie, ale gdy ciebie tylko widzę, albo o tobie pomyślę one znów zaczynają!

<<Jess?>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x