- Proszę cię... nie rób głupot Jess - odezwał się.
- Co ci tak zależy?! - spytałam. - Nie znasz mnie!
- Chodź tutaj, bo się zabijesz... - powiedziała z... troską?
- A może chcę tego? Nie pomyślałeś?
- Dlaczego miałabyś tego chcieć?
- Bo jestem okropna? Bo moja matka jest wiedźmą? Bo brat ma mnie gdzieś? Bo ojca widuje tylko kilka razy w roku? - powiedziałam. Cierpiałam chyba od zawsze. Ale nigdy nikomu tego nie pokazałam. - Jestem taka sama jak Diabolina, zostałam wychowana tylko przez nią. Na taka samą wiedźmę jak ona. I wiesz co? Jestem z tego dumna. Jestem dumna z tego kim się stałam. Nie potrzebuję ojca. I tak ma nas gdzieś. Przyjeżdżał tylko na nasze urodziny i to nie zawsze. Może i dostawałam co tylko chciałam. Może i miałam najlepszych nauczycieli, ogromną komnatę, ale wiesz co? Od dziecka matka uczyła mnie, żeby być samotnym. Że miłość jest chorobą, na którą choruje 3/4 powierzchni tej planety. To samo tyczy się brata. Walczyłam z nim od dziecka. Dosłownie. Gdy byliśmy mali już trzymaliśmy w rękach miecze. Nie kocham go. On nie kocha mnie. Nie kocham matki. Ona nie kocha mnie. Nie kocham ojca. on nie kocha mnie. I ty mi mówisz, ze kiedyś kogoś pokocham? - zakpiłam sobie w tej chwili. - Wierzysz w cuda, wiesz? Nie jestem w stanie nikogo pokochać. Nie umiem żyć z kimś blisko. I to się nie zmieni. Wiesz co zawsze powtarzała mi matka? "Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym"

- Ale... jak?
- Kocham zaginać prawa fizyki - odparłam, wymijając go. Gdy tylko weszłam na twardy grunt, zwróciłam się do niego. - Lepiej złaź z lego lodu, bo będziesz soplem.
Nie czekając ani chwili dłużej ruszył się z miejsca i po chwili był już obok mnie. Ostatni raz spojrzałam na swoje arcydzieło, po czym pstryknęłam palcami i wszystko powoli zaczęło znikać. Kolorowy śnieg, stawał się biały, a lód znowu był popękany. Podeszłam do Thundera i wsiałam na niego. Ruszyłam stępem po ośnieżonej ścieżce, wiodącej w głąb lasu.
Nicholas? Taka z niej mała wiedźma XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz