Od Jess Cd Nicholas

Po skończonych lekcjach udałam się w stronę pokoju. Mojej współlokatorki jeszcze nie było. Dziwne, bo ani razu jej jeszcze nie widziałam. Wzięłam różę od Nicholasa leżąca obok łóżka i westchnęłam. Otarłam łzę, która spływała mi po policzku. Pociągnęłam nosem i poszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Musiałam zmyć z siebie wszystkie złe emocje. Chociaż... nie pozbędę się z głowy obrazu chłopaka. Nawet gdybym chciała. Zrobił mała dziurę w kamiennej otoczce mojego serca i na jej miejsce dał trochę ciepła i miłości, której widać potrzebowałam... Westchnęłam i wyszłam spod prysznica. Wysuszyłam włosy i związałam je w kok. Ubrałam się i wyszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i odwróciłam się. Omal nie upadłam gdy zobaczyłam... moją matkę stojącą w środku pokoju.
- Mamo...? - spytałam cicho. Odwróciła się do mnie.
- Dziubek! - rozłożyła ręce podchodząc do mnie i złożyła 3 pocałunki w powietrzu. - Stęskniłam się skarbie!
- Co ty tu robisz...? Nie możesz tu być...
- Aj maleńka... nikt nie wie, że tutaj jestem! - objęła mnie ramieniem i przeszła kilka kroków do mojego łóżka. - A to co?
Oooo..... nie! Róża od Nicholasa!
- Dziubek co to jest? - spytała poważnie mama biorąc kwiat do ręki.
- Mamo to.. - chciałam się wytłumaczyć, zmyślić coś na poczekaniu, ale Diabolina zaczęła się śmiać.
- Dobra robota dziubek! - powiedziała radosna.
- Co...?
- Nicholas... syn Jacka Frosta... złamałaś mu serce - powiedziała zadowolona i podeszła do mnie. - Dobra robota! Tylko... miałaś wziąć na celownik panicza Williama, nie pamiętasz?
- Tak, ale...
- Syn Alicji... słynnej Alicji z Krainy Czarów... ależ ta dziewczyna była...wkurzająca - powiedziała z pogardą - taka radosna, uśmiechnięta.... brrr.... odrażające! Ale ty! - złapała mnie za ramiona. - Ty świetnie odegrałaś rolę zakochanej dziewczynki! Jak mu wtedy wpadłaś w ramiona i zaczęłaś się żalić! A potem tak perfidnie zostawiłaś! Moja krew!
- Skąd o tym wiesz...? - spytałam lekko wystraszona.
- Ja wiem wszystko Jess - powiedziała z chytrym uśmieszkiem. - Mój czar jednak jest bardzo potężny!
- Jaki czar? - byłam coraz bardziej wystraszona. Nie widziałam chłopaka już tydzień.
- No... w sumie to dwa zaklęcia! Jedno rzuciłam na twój pokój! Odpycha chłopaka, żeby ci w głowie nie namieszała, a drugie... hgm... no cóż... - zaśmiała się specyficznie. Zawsze się tak śmiała, gdy była z siebie dumna. - Załamał się chłopaka. Cały czas go podglądam w pokoju! Dwa pierwsze dni siedział tylko w pokoju i patrzył na ten piekielny kwiat, który mu dałaś. Potem przestał jeść i spać, ale starał się chodzić do szkoły. I tutaj wkroczyłam ja! Jego moc zaczęła go przerastać,była bardzo potężna! Nie panował nad nią! Był na ciebie zły, że go opuściłaś! Kolor jego magii był szarawy, nie niebieski. Włosy tez miał w kolorze kurzu, a oczy takie bez wyrazu! A potem... stał się słaby. Wyczerpał energię i wtedy zaczęłam wysysać z niego magię - byłam przerażona tym z jaką radością o tym opowiadała. - Pewnie teraz leży w pokoju i beczy!
- Coś ty zrobiła...? - wyszeptałam przez łzy.
- Dziubek co ty...? - przyjrzała mi się. - Ty beczysz?! Jessica! No coś ty! Nie mów mi tylko, że się zakochałaś w tym dzieciaku!
- Przestań! - wrzasnęłam. Zaczęłam się cofać, gdy zobaczyłam zdenerwowaną matkę.
- To nie są żarty dziubek! Miłość jest dla słabych! Kiedy w końcu to pojmiesz?! - wrzasnęła i uderzyła mnie w twarz. Jęknęłam z bólu a z oczy zaczęły lecieć mi łzy. - Rozkocha cię w sobie a potem zostawi! Chcesz tego?!
- To moje życie... Moje decyzje... I moja miłość... - powiedziałam cicho, za co dostałam jej berłem w brzuch. Upadłam na ziemię zwijając się z bólu.
- W twoim życiu nie ma miejsca na miłość! - wrzasnęła.


***


Dwa dni później siedziałam w kącie na zajęciach ze sztuk walki i samoobrony. Byłam cała poobijana, ale za pomocą czarów i oczywiście makijażu udało mi się to zatuszować. Pan Chan obserwował akurat walkę jakiś dwóch dzieciaków, którzy uczyli się samoobrony.
- Nie tak Fytch! - powiedział nauczyciel do jednego z uczniów. - Musisz się bardziej pochylić do przodu. Dobrze, usiądźcie! Może teraz panna Daddario pokaże nam walkę ze swoim bratem? - spojrzałam na Mata który siedział w drugim kącie sali.
Wstał i popatrzył na mnie z mordem w oczach. Podniosłam się i podeszłam do niego. Nauczyciel dał nam broń, która były dwa miecze jednoręczne. Zabrałam jeden i podrzuciłam go, sprawiając, że obrócił się parę razy, po czym złapałam go za trzon. Nauczyciel dał nam pozwolenie na walkę. Od razu zbliżyłam się do brata i zamachnęłam się bronią w jego stronę, ale zrobił szybki unik. Nie minęła nawet sekunda, gdy i Matt mnie zaatakował. Przypomniały mi się walki z naszego dzieciństwa. Zamachnął się, chcąc mi podciąć nogi, ale skoczyłam i uniknęłam ataku. Nagle drzwi się otworzyły a do środka wszedł Nicholas. Spojrzałam na niego, a po chwili poczułam pieczenie na ręce.
- Skup się! - wrzasnął Matt.
Zabrałam miecz, który mi wypadł i podbiegłam do Matta atakując go z furią. Machałam mieczem na wszystkie strony, by mój brat po chwili leżał na ziemi z ranami na ciele.
- Wystarczy! - powiedział pan Chan. - Dziękuję.
Rzuciłam miecz na ziemię i wróciłam na swoje miejsce. Usiadłam na ziemi i dotknęłam rany na przedramieniu. Syknęłam z bólu. Uleczyłam się i po chwili nie było już śladu po ranie.
- Panno Daddario! - usłyszałam głos nauczyciela. - Podejdź. Będziesz walczyła z panem Barnesem.
Spojrzałam na Nicholasa, który stał obok pana Chana. Wstałam i podeszłam do nich. Tym razem dostaliśmy miecz dwuręczny. Wzięłam broń do reki i spojrzałam na chłopaka. Miałam ochotę go przytulić, ale... on mnie nienawidzi... Z Kamiennym wyrazem twarzy czekałam na ruch chłopaka. Ja nie mogę go atakować... nie chcę tego robić... Ja... ja go chyba kocham...



Nicholas? *-*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x