Od Jess Cd Nicholas

Jak... ja... gościa... nienawidzę.... Miałam ochotę za nim pobiec i walnąć mu z liścia. Powtarzasz mu. Nie szukam przyjaciół! Nie mam uczuć! A ten co robi?! Całuje mnie w czoło. No co za imbecyl! Westchnęłam zrezygnowana i poszłam na lekcje. Alvaro siedział mi na ramieniu przez cały czas i gdy tylko ktoś zbliżył się bliżej niż pół metra krakał na niego tak głośno, że aż głowa bolała. Usiała m w ostatniej ławce rzucając plecak na krzesło obok mnie zajmując miejsce. Niech nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby obok mnie usiąść. W końcu lekcja sie zaczęła. Jak wywnioskowałam po książce, która dał mi Nicholas był to Angielski.
- Jessica Daddario. - przeczytała kobieta rozglądając się przyjaźnie po klasie. - Która to?
Podniosłam rękę od niechcenia.
- Twoja matka jest Diabolina, prawda?- gdy tylko zadała to pytanie, na sali rozległ się szum strachu i niepokoju.
- Co tak trzęsiecie portkami? - spytałam z rozbawieniem. - Nie rzucę na was żadnej klątwy. - odetchnęli z ulga. - Chyba, że zasłużycie - powiedziałam spuszczając wzrok i uśmiechając się na dźwięki ich przerażenia.
Lekcja minęła szybko. Na przerwie zajrzałam do plecaka, sprawdzić jakie lekcje dzisiaj mam. Mitologia, biologia, matematyka i zachowania, zwyczaje i opieka nad zwierzętami. Tia... żyć nie umierać. Wyjęłam kanapki, które przygotował chłopak. Nawet nie zaglądając do środka postanowiłam je wyrzucić. 'Nie bierz nic od nieznajomych'. Machnęłam ręką i po chwili miałam na kolanach sałatkę z kurczakiem, a kanapki wylądowały w koszu. To samo zrobiłam z herbatą. Wylałam całą zawartość a termos przetransportowałam do pokoju Nicholasa, po czym wyczarowałam sobie sok pomarańczowy. Zjadłam wszystko i poszła na dalsze zajęcia.


**


Lekcje skończyły się wyjątkowo szybko. Byłam z tego powodu zadowolona, ale cieszył mnie tez fakt, że nie ma nigdzie Nicholasa. Cały dzień go nie widziałam! Jestem w niebie! Ruszyłam do stajni, żeby trochę posiedzieć z Thunderem. Weszłam do jego boksu witając się z nim. Wyczyściłam go i dałam jeść. Żeby mu nie przeszkadzać, usiadłam po turecku przed jego boksem i wyjęłam mój notatnik.
"Elizabeth jak każdego ranka, zmierzała do szkoły. Z racji tego, że jej rodzice nie należeli do ludzi biednych i skąpych, zapisali ją do najlepszej szkoły w całym stanie. Jako obywatelka pięknego miasta jakim jest Honolulu doskonale znała każdy zakamarek tego wspaniałego miejsca. Dlatego tez w drodze do szkoły, skręciła w ulicę skracająca drogę do miejsca, gdzie spędzi kolejne 8 godzin swojego życia. Mimo, że szkoła, a raczej atmosfera w niej panująca nie zachęcała do przebywania tam, dziewczyna kochała to miejsce nad życie. Hawaje były jest ukochanym stanem Ameryki. I mimo iż zwiedziła wiele państw na całym świecie, zawsze wracała do swojego rodzinnego gniazdka. Zmierzając ulice swojej dzielnicy słuchała swojej ulubionej muzyki. Dźwięki wypływające ze słuchawek uspokajały ją, wprawiając umysł we wspaniały stan rozluźnienia. W ten sposób mogła oderwać się od rzeczywistości i przenieść się do świata wyobraźni, w którym codziennie mogłaby przesiadywać po kilka godzin. Mijała tłumy ludzi, zmierzających do pracy w zawrotnym tempie. Uśmiechała się pod nosem, ciesząc się, że jeszcze może się uczyć i nie musi pracować w jakimś nudnym biurze. Przed jej oczami ukazał się potężny budynek szkoły. Zawsze zachwycała się jego wyglądem. Wielki, zbudowany na kształt rezydencji jakiegoś bogatego biznesmena, z dużą ilością kolumn i łuków, w odcieniach beżu i brązu. Cała konstrukcja zachwycała swoja prostotą i wykonaniem stylem gotyckim. Chodząc do takiej szkoły, nie odczuwa się tak bardzo niechęci do nauki. Przekroczyła próg szkoły i mijając uczniów skierowała się do łazienki. Przemyła twarz i przyjrzała się sobie w lustrze. Była dość wysoką dziewczyną, mierzącą coś ponad 175 cm. Jej długie, błyszczące, brązowe włosy opadały jej na ramiona. Na jej gładkiej twarzy widniał delikatny makijaż podkreślający jej urodę. Ubrana była w czarną sukienkę nad kolana, leginsy i wysokie czarne buty. Na ramieniu nosiła torbę wypełnioną wszystkimi potrzebnymi na dziś książkami. Westchnęła i wyszła z łazienki kierując się na pierwsza lekcję. Stojąc pod salą i czekając na nauczyciela słuchała rozmów kolegów i koleżanek. Nigdy nie zwracała na nich sporej uwagi, ale tym razem coś przykuło jej uwagę.
- Słyszałaś, że ponoć z USAF* uciekł jakiś terrorysta?
- Serio? Kiedy? Jak?
- Słyszałam, że złapali go w Los Angeles z karabinem w ręku. Dzisiaj rano.
- Skąd o tym wiesz?
- Przecież mój ojciec pracuje w Departamencie Stanu. On wie takie rzeczy.
Dziewczyna przewróciła oczami. Jej koleżanki są tak głupie, że czasami aż robi jej się ich żal. Jeśli wie się takie rzeczy raczej nie powinno się ich rozpowiadać na prawo i lewo. Ktoś nieodpowiedni może to usłyszeć i co wtedy? Weszła do klasy i zajęła swoje miejsce. Pierwszą lekcją była lekcja wychowawcza. Młoda kobieta, może po 30 weszła do klasy razem z dyrektorem placówki. Wszyscy uczniowie spojrzeli po sobie, a później na dyrektora, który wszedł na mównicę i zaczął mówić.
- Dzisiejszego ranka z USAF uciekł bardzo niebezpieczny człowiek. Chciałbym, abyście zachowali szczególna ostrożność, ponieważ wiadomo nam, że ten człowiek przebywa w Honolulu. Nadajnik wszczepiony pod jego skórę ostatni raz wykazywał aktywność przy miejskim zoo.
Cała sala zaczęła szeptać przerażona między sobą, co wzbudziło tylko niepokój. Nauczycielka wyświetliła na ekranie zdjęcie poszukiwanego dostarczone prawdopodobnie przez odpowiednie służby. Elizabeth jak i reszta klasy, dowiedzieli się również, że w całym mieście obowiązuje godzina policyjna, a służby porządkowe mają całodobowy patrol. Reszta lekcji przebiegła bez większych przeszkód, więc o godzinie 15:30 uczniowie mogli rozejść się do domów. Wracając do swojego domu czułaś na sobie czyjś wzrok, ale ilekroć odwracała się by sprawdzić kto za nią podąża, nie dostrzegała nic niepokojącego. Ulice były pełne ludzi i policji, więc nic złego nie mogło się jej stać. Ale mimo to, bardzo się bała, że przez przypadek ten poszukiwany mężczyzna wejdzie jej w drodze i zabije, albo co gorsza zgwałci. Z dwojga złego to już wolałaby zostać zgwałcona, ale... ani jedna opcja nie jest dobra, ani druga. Elizabeth przyspieszyła kroku, by jak najszybciej znaleźć się w domu i móc zagłębić się w swojej ulubionej lekturze. Skręciła w ulicę prowadzącą do domu szybszą drogą. Wiedziała, że ścieżka ta przechodzi przez dość niebezpieczna okolice, ale mimo ruszyła w tamtym kierunku. Dlaczego niebezpieczne okolice? W tym miejscu było bowiem wiele klubów nocnych pełnych napalonych zboczeńców, szare zaułki, w których łatwo było można się ukryć i ludzi po wyrokach lub z patologicznych rodzin. Idealne miejsce na kryjówkę dla uciekiniera. Policja rzadko kiedy tutaj zaglądała. Skierowała się wzdłuż jednej z uliczek, gdy nagle ktoś pociągnął ją w zauk i zakrył usta, żeby nie krzyczała. Chciała się wyrwać, ale oprawca był od niej dużo wyższy i silniejszy. Już miała kopnąć go w krocze, gdy usłyszała przed sobą głos jakiś mężczyzn.
- Znowu uciekł idioto! - zawołał jeden z nich.
- Nie musisz mi mówić! Nie jestem ślepy! - wrzasnął drugi.
- Jak on zdołał uciec z USAF?! Przecież to niemożliwe!
- Może go wypuścili? Dowiedzieli się, że to my lataliśmy z bronią po ulicy?
- Bzdury...!
Jęknęła przerażona gdy zdała sobie sprawę o czym mówią tamci mężczyźni. Nigdy w życiu nie czuła jeszcze takiego strachu jak w tamtej chwili. Wiedziała, że jeśli zacznie krzyczeć lub płakać, tamci dwaj tutaj przyjdą a wtedy może nie być już tak ciekawie. Po chwili zamknęła oczy, czekając aż niebezpieczeństwo minie i faktycznie po kilku chwilach dwaj mężczyźni odeszli. Dopiero po upływie minuty, chłopak trzymający ją, rozluźnił uścisk. Dziewczyna chciała jak najszybciej uciec od niego, ale złapał ja za rękę.
- Poczekaj! - powiedział szybko. - Mogą się jeszcze tam kręcić.
- Kim ty jesteś? Czego ode mnie chcesz? Co tu robisz? - zaczęła w panice zadawać pytania, klnąc się w duchu, że nie zabrała paralizatora.
- Uspokój się... nie chcę zrobić ci krzywdy... - powiedział spokojnie.
- Pokaż się. Teraz!
Chłopak westchnął i wyszedł z cienia przez chwilę patrząc na ziemię, lecz po chwili podniósł niepewnie swój wzrok i skierował go na dziewczynę, która otwarła szeroko usta ze zdziwienia, ale tez ze strachu. Mężczyzna którego szukają całe Siły Zbrojne Stanów Zjednoczonych stał przed nią i patrzył niewinnym wzrokiem jak małe dziecko, które rozbiło wazon. Brunetka chciała krzyczeć, wydać z siebie jakiś odgłos,ale nie potrafiła. Stała jak sparaliżowana przed mężczyzną i nie mogła nic z siebie wydusić. Z jej oczu zaczęły lecieć słone łzy, a to wszystko przez strach jaki odczuwała.
- Nie bój się mnie... - zaczął cicho chłopak. - Nie zrobię ci krzywdy...
- Ty....! - nie potrafiła powiedzieć nic sensownego. - Przecież...! Wiadomości...! Uciekinier...!
- Tak, masz racje, uciekłem im. Ale dlatego, że musiałem coś zdobyć.
- Niby co?! - powiedziała głośno i odsunęła się od niego.
- To...
Chłopak wyjął z kieszeni dyktafon i już po chwili mogła słyszeć zawartość nagrania.
"- Musimy go złapać!
- Wiem przecież debilu! Może nas wkopać!
- Co ty nie powiesz! Jeśli wyda się, że to my zabiliśmy tamta dziewczynę to będzie po nas!
- Ej patrz, tam jest!!!
*słychać bieg i ciężki oddech, a po chwili ponowny głos mężczyzn*
- Znowu uciekł idioto!
- Nie musisz mi mówić! Nie jestem ślepy!
- Jak on zdołał uciec z USAF?! Przecież to niemożliwe!
- Może go wypuścili? Dowiedzieli się, że to my lataliśmy z bronią po ulicy?
- Bzdury...!"
Gdy nagranie się skończyło, Elizabeth przeczesała ręka włosy z niedowierzaniem. Zaczęła chodzić w kółko ciężko oddychając ze strachu, ale też zdziwienia. Oskarżyli niewłaściwego człowieka, który musi teraz chować się po kątach i kryć się przed policją.
- Jestem niewinny... - powiedział
- Powinieneś iść z tym na policję.
- Wiem.
- To na co czekasz? Leć, teraz!
- Złapią mnie i nie dadzą dojść do słowa.
- Pomogę ci...
Przez chwile sama nie wierzyła w to co powiedziała. Chce pomóc komuś kto jest poszukiwany przez niemal cały stan?! Potrząsnęła głową odrzucając od siebie te myśli. Pokazał jej nagranie, wszystko było tam jasne. Ruszyliście przez zatłoczone ulice Honolulu. Ty na przodzie, a chłopak z tyłu z kapturem na głowie, kurczowo trzymający dyktafon w ręce. Na szczęście nikt nie zwrócił na was uwagi, więc dość szybko dotarliście na komisariat. Weszliście i gdy tylko chłopak zdjął kaptur, wszyscy posiadający broń wycelowali w niego. Stanęłaś przed chłopakiem i zaczęłaś machać rękoma, po czym wzięłaś od niego dyktafon i puściłaś jego zawartość. Jeden z policjantów zakuł ich w kajdany i we dwójkę ruszyli do pokoju przesłuchań. Gdy tylko funkcjonariusz wszedł do środka, poszukiwany chłopak zaczął opowiadać co się wtedy wydarzyło. Jak się później okazało tamci mężczyźni byli poszukiwani w ponad 5 stanach Ameryki. Aresztowano ich a Thomasa (poszukiwanego) uniewinniono i zwrócono wolność. Wiadomość od razu rozeszła się do mediów, które zrobiły z tej sytuacji sensacje na skalę światową. We wszystkich gazetach można było dostrzec nagłówki brzmiące "Uniewinniony!" bądź też "Znaleziono zabójców! Pierwszy podejrzany uniewinniony!". Sprawa była nagłośniona długo, kilka tygodni. Ludzie żyli w świadomości, że mogą bez obaw wyjść na ulicę i bardzo cieszyli się z tego powodu. Elizabeth natomiast zbliżyła się do Thomasa, zostali parą. Dowiedziała się, że chłopak był rok starszy od niej, że lubił motoryzację i interesował się muzyką. Słuchał nawet tych samych utworów co brunetka, przez co jeszcze bardziej zbliżyli się do siebie. Czas leciał, szkoła się skończyła, przyszedł czas na wakacje. Elizabeth wyjechała razem ze swoimi rodzicami i Thomasem na wakacje do Meksyku. Wszyscy siedzieli przy ognisku opowiadając sobie różne historyjki. Młody chłopak objął swoją towarzyszkę ramieniem i uśmiechnął się szeroko.
- Nie siedźcie zbyt długo - odparła mama dziewczyny.
- Jasne mamo - powiedziała.
Małżeństwo poszło do domku trzymając się za ręce.
- Są bardzo zakochani - powiedział z uśmiechem chłopak.
- To prawda - powiedziała z uśmiechem, tuląc się do niego. - Jak my.
- Prawda - pocałował ją w czubek głowy. - Tak jak i my.
- Kocham cię Tommy...
- Ja ciebie też... jak myślisz? Też będziemy mieli taką wspaniałą córkę jak twoi rodzice?
- Nawet o tym nie myśl! - pacnęła go w ramię, na co ten zareagował ogromnym uśmiechem. Objął swoja wybrankę czule i razem zaczęli spoglądać na gwiazdy, zastanawiając się co przyniesie przyszłość.
*USAF (United States Armed Forces)  - Siły Zbrojne Stanów Zjednoczonych"
Chciałam pisać dalej, ale niestety usłyszałam znajomy mi głos.
- Księżniczko!
- Nie nazywaj mnie tak idioto! - powiedziałam odruchowo zamykając zeszyt.
- Co tam piszesz ciekawego?
- Nic, co powinno cie interesować!
Wstałam i ruszyłam ku wyjściu ze stajni.






Nicholas? XD Ale z niej pisarka XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x