Od Jean-Pierre'a CD Kitai

Spojrzałem na dziewczynę, która z uporem wpatrywała się w śnieg pod naszymi stopami. Jej słowa wisiały w powietrzu, czułem ich ciężar na moich ramionach, jakby zaraz miały popchnąć mnie na ziemię. Przełknąłem ślinę próbując powiedzieć coś, chociażby zwykłe tak, ale za każdym razem, kiedy otwierałem usta moje gardło zaciskało się jeszcze bardziej. Kitai od zawsze miała ciężkie życie, właśnie to wszystko z siebie wyrzuciła, w dodatku prawie nieznajomej jej osobie. Chciałem ją jakoś pocieszyć, wesprzeć, ale nie potrafiłem nawet  odchrząknąć, moje gardło robiło się coraz bardziej suche z każdym moim oddechem.
„Wszystko będzie dobrze” nie działa, sam to wiesz.
Potarłem skronie wzdychając ciężko. Nie możemy stać na takim zimnie przez dłuższy czas, a na pewno nie możemy spędzić pierwszej nocy w akademii w pobliskim mieście.
- Hej. – dopiero po chwili się zorientowałem, że cholera, sam się odezwałem. Podszedłem powoli do blondynki która wciąż unikała kontaktu wzrokowego. Przez chwilę zastanawiałem się spanikowany co zrobić, bo już się odezwałem, a nie jestem na tyle pewny, że jestem w stanie ją przytulić-
Złapałem ją mocno za rękę. Wydawała się być zdziwiona tym gestem, chociaż i ja byłem dość zaskoczony, że to zrobiłem. Zgiąłem lekko kolana, próbując stanąć tak, żebyśmy mieli oczy na tej samej linii, bez zmuszania Kitai do podnoszenia głowy; i tak była już wystarczająco zawstydzona. Ścisnąłem jej dłoń, czując chłodny wiatr uderzający mnie w plecy. Dziewczyna spojrzała na mnie marszcząc lekko brwi, a ja przełknąłem ślinę.
- Nie ma znaczenia, co działo się wcześniej. Teraz jesteśmy tutaj, w całkowicie innym miejscu, z całkowicie innymi ludźmi i tutaj – ścisnąłem jej dłoń jeszcze raz, skupiając się na skończeniu zdania bez kolejnego przerywania – tutaj nikt nie będzie  cię niczym faszerować. Nikt cię do niczego nie zmusi. Przynajmniej ja do tego nie dopuszczę.
Wyobrażałem sobie, jak zabawnie musiała wyglądać ta sytuacja – ja, osoba, która sama nie umie siebie obronić, niestabilny emocjonalnie kłębek wiecznej paniki mówiąca o zapewnieniu bezpieczeństwa Kitai, spokojnie umiejącej się obronić, w końcu sama powiedziała, że chodziła na lekcje walki. Byłem pewien, że dziewczyna mnie wyśmieje, bo w końcu, ja mam ją ochraniać? Niby przed czym, zimnem? , ale blondynka nie wybuchnęła śmiechem. Uśmiechnąłem się nieśmiało ściskając jej dłoń.
- Okej?
Kitai przytaknęła niepewnie, a ja wyprostowałem się. Ruszyliśmy powoli w stronę, z której szliśmy. Mimo tego, że dziewczyna na tak speszoną jak wcześniej, nie miałem ochoty puszczać jej ręki. Bałem się, że rozpadnie się na kawałki, jak szkło lub porcelana. Poza tym, miałem wrażenie, że byłoby dość niezręcznie, gdybym nagle odsunął się od niej po tym, jak zaoferowałem jej jakąkolwiek pomoc. Oprócz tego, hej, było dość zimno, a każde źródło ciepła jest czymś dobrym na takim mrozie, tym bardziej jeżeli się ściemnia a ty nie jesteś pewien drogi powrotnej.
Szliśmy przez dłuższy czas w ciszy, mijając wiele podobnych do siebie budynków, samochodów, których ilość ciągle się zmniejszała, a miasto powoli zapadało w sen, chociaż godzina wcale nie była tak późna. Z każdym naszym krokiem w stronę akademii domy znikały, zastępowane coraz większą ilością drzew. Na horyzoncie można było zauważyć poświatę szkoły, ale wciąż byliśmy zbyt daleko, żeby rozróżnić poszczególne budynki. Uporczywie trzymałem dłoń Kitai, nie chcąc jej puścić. Jedna część mojej głowy chciała uciec jak najdalej, przestać przybliżać się do dziewczyny; druga nie pozwalała mi wyprostować palców, odsunąć ręki. Przypomniałem sobie o tym, że kiedy wrócę do akademii będę musiał spotkać się z moim współlokatorem, którego jeszcze nie poznałem. Na samą myśl o tym po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Spojrzałem na blondynkę zastanawiając się, jak mogła mieć na tyle szczęścia, żeby dostać jednoosobowy pokój.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
 Dałem jej zaciśniętej dłoni impuls, skupiając uwagę dziewczyny na sobie. Podniosła na mnie wzrok bez słowa, podnosząc brwi.
- Czy twoja oferta – poczułem jak moje gardło się zaciska uniemożliwiając mi dokończenie zdania. – uh, pójścia do twojego pokoju nadal jest aktualna?
Kitai przez chwilę zastanawiała się nad moimi słowami, a ja próbowałem skupić się na parze wychodzącej z moich ust, znikającej po chwili na zimnym powietrzu. Piekły mnie uszy i nos, a srebrny kolczyk przypominał o sobie, chłodny metal na skórze powodował, że było mi jeszcze zimniej. 
Cholera, powinienem wziąć ze sobą czapkę.
Może jak następnym razem odmrozisz sobie palce i nie będziesz mógł pisać to się nauczysz, że rękawiczki też trzeba nosić w zimie.
Zacisnąłem powieki i szczękę, skupiając się na spokojnych, głębokich oddechach, chociaż i tak z każdą sekundą się skracały. Nie teraz, nie było cię przez ten cały czas, czemu teraz-
Dobrze wiesz, że nawet, jeżeli jest cicho, i tak tu jestem.
- Tak, tak. – głos Kitai wyrwał mnie z zamyślenia, powodując, że wypuściłem z płuc powietrze, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że je trzymałem przez ten cały czas.
Gdy dotarliśmy do bramy akademiku, zauważyłem z ulgą, że była wciąż szeroko otwarta. W drzwiach budynku mieszkalnego nikt nie stał, w przeciwieństwie do kilku godzin wcześniej, kiedy to zaproponowałem Kitai papierosa. Miałem wrażenie, że działo się to wręcz kilka dni temu, tyle rzeczy się stało przez tą połowę dnia. Wchodząc do środka powiew ciepłego powietrza uderzył w nas, rozluźnił odrobinę moje mięśnie, a ja mimowolnie westchnąłem z ulgą na poczucie ciepła. Dopiero w gorącu pomieszczenia, przygaszonym świetle i miękkim dywanie pod naszymi stopami poczułem ogarniające mnie zmęczenie. Miałem ochotę położyć się na łóżku i zasnąć, ale na myśl, że ktoś inny ze mną mieszka, mój mózg rozbudził mnie do reszty.
 Kitai poprowadziła mnie po schodach, wciąż mieliśmy złączone dłonie, zacząłem zastanawiać się, czy kiedykolwiek je puścimy.  Dopiero, kiedy dziewczyna stanęła przed jednymi z drzwi i już sięgała do klamki odsunąłem się gwałtownie, wręcz odskakując na bok. Sam zdziwiony swoim zachowaniem spojrzałem na zaskoczoną dziewczynę.
- Przepraszam – podrapałem się po karku wbijając wzrok w moje zdarte trampki. Sam zacząłem mieć wątpliwości. Jak ja bym się czuł, gdybym miał wpuścić praktycznie obcą mi osobę do swojego pokoju? Na pewno niezręcznie, co do joty. Po chwili podniosłem głowę obserwując blondynkę, której dłoń lewitowała centymetry nad klamką. – Czy to na pewno… dobry pomysł?
Kitai spojrzała na mnie zdezorientowana, marszcząc brwi. Zacisnąłem szczękę czując jak lekko kręci mi się w głowie. Oparłem się o ścianę.
- W sensie… praktycznie się nie znamy, a ty wpuszczasz mnie do swojego pokoju. Nie to, żebym miał nic przeciwko, ale… czy tobie to nie przeszkadza?


Kitai?
tak bardzo przepraszam, że tyle mnie nie było; mam nadzieję, że nadrobiłam choć odrobinę ilością tekstu ;////;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x