Od Corey'a CD. Lily

Wracając za moją ukochaną ladę, dwójka nowych konsumentów wzięła innych za wodze i zaczęli tańczyć do jednej z piosenek. W głowie już miałem scenkę, jak zostają karceni przez tutejszych ludzi, a co mnie zdziwiło to ich klaskanie i nawoływanie. Chwilę później cała sala tańczyła, a pieniądze same na ladę opadły, chcąc być wymienione na kolejne piwo bądź inny napój. Przyglądając się ciekawej dwójce, złożyłem w głowie szczere podziękowania za zacny dzisiejszy dorobek.
Wycierając ścierką jeden z kufrów, mogłem poczuć na sobie wzrok pani tańczącej tuż przede mną. Stać mnie było na jeden, miły uśmiech.
- Dwa razy czysta - moje źrenice poleciały w lewo, dostrzegając czarnowłosą, niezbyt szczęśliwą dziewczynę.
- Twój chłopak nikogo nie podrywa, jeśli o TO ci chodzi- podniosłem dwa kufry, wskazując głową na przyjaciela. Jego dziewczyna, Heidi, była dosyć zazdrosna o jego miejsce pracy. Są tu zazwyczaj tylko mężczyźni, ale też samotne kobiety szukające pocieszenia. A znając charakter tego odludka... sam bym się o niego martwił.
- Mogę ci wierzyć? - Zmarszczyła lekko brwi, chcąc mieć pewność czy aby na pewno nie kłamię.
- A czy kiedyś cię zawiodłem? - Zniżyłem się do jej poziomu, opierając ręce o drewnianą deskę.
- Nie...? - odmruknęła niepewnie, na co zrobiłem minę typu what?". Naszą rozmowę przerwał Pan Przystojny, biorąc swoją dziewczynę na stronę. Nie chciałem się w to mieszać, więc zwyczajnie kontynuowałem, oglądając poczynania pary tancerzy.

__________________

Godziny zamknięcia się zbliżały, a mi zostało „wygonienie” klientów, którzy mieli małe problemy ze słuchaniem poleceń.
- Przepraszam, już zamykamy - szturchnąłem jednego ze śpiących w kącie mężczyzn, a ten zareagował, jakby go ktoś gorącą wodą oblał. Zmierzył mnie wzrokiem, ale zatrzymując się na mojej sylwetce, po prostu wstał i bez słowa wyszedł, z resztą jak reszta... naprawdę wyglądam tak strasznie? Czasem nawet bolało mnie to, że nie widzą mojej innej strony, tylko to, że mogą skończyć ze złamanym nosem.
- Hej, świetne żarcie! Ile płacimy? - Usłyszałem z dużego stolika, najbardziej przeze mnie zapamiętanego. Stos naczyń, ułożony był w dwa wielkie szczyty. Spoglądając na żółtą karteczkę, z kalkulatorem w ręku i menu przed sobą, zacząłem liczyć.
- To będzie jakieś...357,50 zł - uśmiechnąłem się lekko, gdy dziewczyna na dłużej zawiesiła na mnie wzrok, a potem odwróciła go w okamgnieniu. Zapadła nieco niezręczna cisza, która i mnie zaczęła nieco irytować.
- Szczerze myślałem, że będzie gorzej - odezwał się w końcu mężczyzna, grzebiąc w portfelu. Rzeczywiście, ceny nie były duże, jedzenie dobre, dlatego mieliśmy wielu klientów i wiele zarobku... który nie zawsze trafiał do naszych rąk, ale to szczegół.
- Goszczenie ludzi jak Państwo to dla nas przyjemność - powiedziałem cichym, miłym głosem odbierając gotówkę, odliczoną co do grosza. Jeszcze raz podziękowali za obiad i wyszli. Wtedy, biorąc ścierkę i płyn, chcąc umyć stoliki, zauważyłem portmonetkę. Nie należała zapewne do żadnego faceta, acz kobiety. Leżała przy wyjściu, więc nie miałem pojęcia, do której osoby należy. Wziąłem ją i położyłem na blat.
- Jak myślisz, kogo to jest? - zwróciłem się do kolegi, który zapisywał coś na kartce. Wzruszył krótko ramionami, mówiąc, żeby poczekać i może ktoś się po nią zgłosi. Uznałem pomysł za dobry, ale żeby nie zginęła, schowałem ją w biurze szefa. Siedział z nami do końca, czyli zamknięcia baru i sprawdzenia, czy wszystko lśni jak nowe. Po jakiejś godzinie uwinęliśmy się stamtąd.
- Kolego mój, podwieziesz mnie? - spytał Allen, wpatrując się w ekran swojego telefonu. Dojrzeć mogłem jedynie jego mocno oświetloną przez wyświetlacz twarz, gdyż coś stało się z lampami ulicznymi, które nie dawały światła i było zwyczajnie ciemno.
- Ale ty płacisz za mandat - mruknąłem ostrzegawczo, patrząc na swój pojazd, jakim był jednoosobowy motor.
Zielonooki spojrzał na mnie w wymowny sposób, pokazując mi środkowy palec. Uśmiechnąłem się w jego stronę, wskazując znajdujący się niedaleko przystanek autobusowy.
- Na razie - pomachał mi i poszedł. Założyłem zabrany wcześniej z biura kask i rękawice, wsiadając na motor.
- Hej, czekaj! - usłyszałem za sobą damski, prawie zrozpaczony głos. Odwróciłem się w tę stron głowę, napotykając znajomą blondynkę. - Zgubiłam tutaj portmonetkę, przy sprzątaniu może się na nią pan nie natknął...? - Zatrzymała się tuż przede mną. Powoli przytaknąłem, zsuwając z siebie kask.
- Natknąłem... ale otrzymasz ją dzisiaj, jeśli tylko szef dalej jest w środku... - wstałem, odblokowując stopkę. Dając jej znak głową, poszliśmy do tylnych drzwi z nadzieją, że sprawdzanie trochę się przedłużyło. Cóż. Chyba los nam sprzyja! Drzwi były otwarte, więc bez słowa wszedłem do środka, zaglądnąłem do szafki i wziąłem zagubioną rzecz.
- A ty dalej tu? - zza framugi wychylił się wspomniany w tekście Pan Szef. Przechyliłem lekko głową, szybko przytakując i ponownie opuściłem pomieszczenie.
- Twoja zguba - uśmiechnąłem się, oddając rzecz dziewczynie. - ... Jesteś tu sama? A gdzie twój chłopak? - spytałem, nie widząc w pobliżu żywej duszy oprócz nas i osoby w środku.

Lily?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x