Od Devana

- Wiesz, że nie musisz tego robić...- Odezwał się mężczyzna w słuchawce, ze swoim spokojnym i miłym głosem. Przymknąłem lekko oczy, drugą ciągnąc walizkę a na niej torbę, a przy tym jeszcze ściskając smycz Kenny która na przemian szła albo przede mną albo za mną. Widać też się denerwowała...
- Tato, to była moja decyzja i mało prawdopodobne że się zmieni- powtórzyłem to samo zdanie, mając nadzieję na chwilę spokoju, na chwilę zrozumienia.
- Ale nie wiem, czy to był dobry pomysł. Po prostu...- Zawahał się chwilę, co było jego typowym odruchem gdy chciał kogoś do czegoś przekonać. Jednak miałem własne zdanie, a odciągnięcie mnie od jakieś pomysłu to wielki wyczyn, nawet dla niego.
- O mnie się nie martw, jestem dorosły. Dam radę- odparłem pół-śmiechem, a ten tylko powiedział "ok, powodzenia" i chwilę później się rozłączył. Telefon schowałem do kieszeni. Przeciętnej wielkości budynki ustawione były ciasno obok siebie, jednak że wszystkie wyglądały niemalże tak samo, trudno było mi znaleźć mój. Spoglądając na małą tabliczkę z informacjami dla "nowych" typu "domy mieszkalne--->" nie były w prawdzie zbyt pomocne... Dalej nie wiedziałem gdzie mój pokój. Gdy w reszcie udało mi się coś wykombinować i wejść do jednego z budynków, zacząłem wciągać walizki po schodach, wymijając kilku uczniów którzy nie bardzo zwracali na mnie uwagę, zazwyczaj mając słuchawki w uszach. Zacząłem się zastanawiać, czy ja w ogóle potrzebuję przyjaciół? Znajomych? Nie. Mam swój własny cień, mam mają Kenny i Levinne. To mi do szczęścia wystarczy! Ale do pełnej pozytywnej energii brakowało mi znalezienia pokoju, w którym miałem przeżywać wszystkie tutejsze "przygody", czyli cały rok.

Otworzyłem drewniane drzwi, wchodząc do przestrzennego, ciemnego pokoju. Echo świadczyło o tym że pomieszczenie nie jest zbyt wypełnione, co w małym stopniu przypominało mój wcześniejszy pokój. Zapaliłem światło, dokładniej przyglądając się pokojowi. Był...ok. Miałem szafki, stolik do nauki i łóżko, a z tego co się orientowałem, zamiast kuchni jest stołówka. Kenny od razy pobiegła przed siebie, wskakując na łóżko. W tym czasie odłożyłem walizki i powtórzyłem ruch suczki, kładąc się obok niej. Jak to ona, położyła głowę na moje kolana domagając się pieszczot. Spojrzałem na okno, uwiadamiając sobie że godzina jest już późna. Układając sobie w głowie to, co miałem do zrobienia, pomyślałem o Levinne, która miała przyjechać jutro z rana. Żeby po niego pójść, miałem wstać o 5:00 więc sen dobrze by zrobił... Odwróciłem się na bok i nie zwracając uwagi na otoczenie, po prostu zasnąłem.

~~~~~*~~~~~

Obudził mnie dzwonek telefonu, z wypisanymi słowami "Levinne". Była 4:59, co zmusiło mnie do wstania. Ale heh, nie było to takie łatwe, ze względu na to że w nocy budziłem się co 10 minut.
Policzyłem szybko do pięciu, co zazwyczaj pomaga i podniosłem się z łóżka, czując kujące zimno na całym ciele. Wydając z siebie dosyć dziwny dźwięk, okryłem się kocem i podszedłem do walizki z rzeczami. Kiedyś będę musiał się z tym ogarnąć... Ale był weekend, więc czasu nie brakło.
Po ogarnięciu się ze wszystkim, po jakiejś godzinie spóźnienia dotarłem do stajni. Biała klacz, gdy mnie zobaczyła zaczęła chodzić w kółko. Dopiero po bliższym dojściu do niej, zauważyłem kogoś patrzącego na nią, a po chwili na mnie. Przez myśl przeszło mi, że jet to młoda osoba zajmująca się przewożeniem koni... Tak jakoś potem pomyślałem, że stanowczo za młoda jak na kogoś takiego.
- Jesteś... uczniem czy...?- Przystanąłem na chwilę.

<Ktoś, coś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x