Od Hefai do Devana

Siedziałam w pokoju, nie zauważyłam nawet, która jest godzina. Dopiero po wibracjach w telefonie zobaczyłam, która jest godzina. Było grubo po drugiej rano. SMS miałam od taty. Mówił coś o tym, że go nie będzie, że wróci za parę miesięcy, musi wyjechać... Kocha mnie... Jak to on... Zawsze tak robi. Położyłam się i po chwili już zasnęłam. Gdy się obudziłam była 4:04. Wcześnie. Wstałam, wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam do stajni. Zauważyłam białą klacz, była mi dobrze znana. Kiedyś na podobnej jeździłam. Chciałam do niej podejść, lecz ktoś szedł w moim kierunku. Spojrzałam na tę osobę, był nim jakiś chłopak.
Przyjrzałam mu się dokładnie, chyba jakiś nowy. Ktoś wczoraj o nim mówił. Wyglądał na starszego, ale to pewnie tylko pozory. No przecież wygląd to nie wszystko.
- Jesteś... uczniem czy...? - zapytał i stanął w miejscu. Nie odezwałam się od razu, ale szukałam jakieś odpowiedzi.
- Tak jestem uczennicą, a ty jesteś nowy. - odpowiedziałam.
Podeszłam do konia powoli, dając marchewkę i głaszcząc po pysku.
- Nie pracuje tu, czasem pomagam tylko. - powiedziałam, zanim o cokolwiek zapytał.
- No to w porządku.
- A właśnie nie poznałam twojego imienia. Masz jakieś, czy wychowały cię wilki? - patrzyłam na niego.
- Tak, mam imię, Devan i może to prawda. - spojrzałam na niego ponownie i przeanalizowałam jego słowa.
- Miło mi, jestem Hefaja. Oh wybacz, nie chciałam być niemiła. Spokojnie mnie kot wychował, więc jest po równo. - przerwałam, bo akurat telefon zaczął wibrować, i oczywiście ojciec. - Chwilka. - odeszłam trochę od niego i odebrałam.
- O co chodzi, mówiłam już tak. Wiem, dostałam wiadomość, nie potrzebuje niańki. Nie jestem dzieckiem. Odpuść już sobie... Nie było cię. - już się we mnie zaczynało gotować.
- Ale kiciu, zrozum. Tak trzeba, rozumiesz mnie. Eh nie bądź taka. Poznałem kogoś. Chcę, żebyś ją poznała.- po tych słowach powiedziałam trochę chamsko.
- Nie waż się do mnie mówić "kicia" i nie mam zamiaru poznawać twojej kolejnej dziuni... A teraz żegnam. - rozłączyłam się i już nie odbierałam.
Spojrzałam na chłopaka.
- Em to miłej jazdy. - odwróciłam się i poszłam po swojego konia.
***
Siedziałam na płocie i głaskałam Lavere. Miałam przekąski w kieszeni. Gdy wróciłam do stajni, wyczyściłam Lav. Nie śpieszyłam się, powoli i dokładnie sprawdzałam wszystko. Kopyta, czyste, grzywa i ogon także. Była czysta, cała piękna.
- Jest już czysta. Jeszcze dziurę w niej zrobisz. - spojrzałam się w tamtym kierunku, stał tam ten chłopak. Najpierw nalałam wody i dałam siana, trawy, marchewki. Zamknęłam ją w boksie.
- No jest czysta, a jak tam twój koń? - szłam za nim.
Wciąż go obserwowałam nie to, że coś. Po prostu byłam ciekawa, kim jest.

<Devan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x