Od Luizy do Nathaniela

Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Przeglądając szkicownik Nathaniela, co chwilę zauważałam przepiękne rysunki krajobrazów lub konia, a dokładniej postać jego klaczy Amane. Otworzyłam lekko usta, gdy wróciłam na ostatnią zaczętą stronę i ujrzałam na niej zarys mojej twarzy z posturą i włosami. Nigdy sobie nie wyobrażałam, by ktoś kiedyś chciał mnie narysować, więc byłam lekko zaskoczona, do tego pozytywnie, gdyż naprawdę dobrze mu to wychodziło. Uśmiechnęłam się, ukazując moje zęby.
- Z przyjemnością - w końcu mu odpowiedziałam. Ten delikatnie się uśmiechnął, gdy oddawałam mu szkicownik. Z powrotem usiadłam na trawie naprzeciw brązowowłosego, znowu wpatrując się w Alexandra Napoleona i jego towarzyszkę, którzy po zabawie w skoki przez rzekę postanowili pojeść trochę soczyście zielonej trawy. Wolałabym, by jednak to siedzenie na ziemi nie potrwało długo. Nie miałam w zwyczaju marudzić, gdy coś mnie bolało, jednak nogi od stania i częściowo tyłek od siedzenia dawali mi się we znaki. Dodatkowo przydałaby się w końcu ksywka dla Nathaniela.
- Ej, Nathaniel... - zaczęłam, powoli ruszając głową, by móc na niego spojrzeć. Usłyszałam jakiś pomruk z jego strony. - Zgodziłbyś się na ksywkę "Ważniak"? - od razu spytałam, znowu się uśmiechając.
- Co to ma być? - zaśmiał się, patrząc na mnie, jak na głupka.
- Ksywka dla ciebie! - zawołałam, powracając wzrokiem do koni. - Pasuje mi do ciebie, no wybacz. Czegoś innego nie wymyślę - rzekłam, opierając prawy policzek na prawej dłoni.
- No dobrze, zgadzam się - zagadał, kręcąc głową na boki. Prychnęłam, przekręcając oczami. Nawet jakby się nie zgodził, to i tak bym na niego tak mówiła. Nie obchodziłoby mnie jego zdanie. Zastanawia mnie jedna rzecz... Gdzie jest Kirito...? Rozglądnęłam się szybko na boki, jednak nigdzie nie dostrzegłam jego białej sierści w czarne ciapki, jak u każdego dalmatyńczyka. Jak na zawołanie, szybkim sprintem wybiegł spomiędzy drzew, pod brzuchem rozstawionego Alexa też przebiegł i zatrzymał się przed rzeką. Cicho popiskując, przeszedł przez nią, po czym znowu zaczął biec, na końcu skacząc w moje ramiona. Natychmiastowo go objęłam, a ten zaczął obsypywać moją twarz psimi pocałunkami. Śmiałam się z jego zachowania i takiej tęsknoty za mną. Musiał się malec wystraszyć. Gdy schował swój język, postanowił schować się we mnie i zaczął pchać się na moje piersi. Kategorycznie go od nich zabrałam, podnosząc do góry, jednak ten i tak się wyrywał z moich rąk. Położyłam go wiec sobie na ramieniu, opierając na nim jego przednie łapki, a tylne postawiłam na mojej ręce. Dobra, Kirito już się znalazł. Ciekawi mnie jeszcze jedno... Kim jest matka Ważniaka...? Ewentualnie ojciec, nie wiem. Znowu odwróciłam się do chłopaka, uważnie na niego patrząc.
- A powiedz, Ważniak... Czyim dzieckiem jesteś? Bo wyobraź sobie, że moją matką jest Cruella de Mon - powiedziałam, na końcu delikatnie się uśmiechając. Aż poczułam, jak na sam dźwięk imienia mojej mamy, Kiriś się trzęsie. Mój biedaczek...

<Nathanielu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x