Od Nathaniela cd Luizy

- Doprawdy? - zapytałem lekko zdziwiony. - Nie jesteś do niej podobna nawet w najmniejszym calu. No nie znam jej, ale jest raczej uważana za nie najmilszą i do tego nie lubiącą zwierząt. - zamilkłem na chwile - Ty to w sumie kontrast jej. - odpowiedziałem cicho.
- Jesteś chyba pierwszą osobą, która nie uważa mnie podobnej do matki. Każdy zwykle uważa, że jestem taka jak ona... - posmutniała lekko.
- Nie przejmuj się zdaniem tych osób, nie powinno cię to interesować. - Spojrzała na mnie pytająco. - Ważne jest to, że o tym jaka jesteś wiesz ty i bliskie tobie osoby. Reszta jest w sumie nieistotna. - zakończyłem, zamykając szkicownik.
- Więc czyim jesteś synem? - dopytała.
- Wierz albo nie, ale jestem synem Roszpunki. - odparłem krótko.
- Na prawdę? - zaśmiała się lekko. - Jest to raczej porywcza istota. -
- Jak widzisz nie zawsze jest się takim jak rodzice.
- Skończyłeś już? - zapytała podchodząc i wskazując na szkicownik.
- Jeszcze nie. To jest tylko szkic, więc ci tego teraz nie pokaże. Jutro kiedy będzie skończone to zobaczysz. - uśmiechnąłem się lekko i podniosłem z ziemi.
- No weź! - powiedziała błagalnie, na co pokręciłem przecząco głową. - Ale jesteś. - przybrała ton oburzonego dziecka.
- Jutro dostaniesz te bazgroły. - mruknąłem i podszedłem do klaczy. - Chyba będziemy już wracać. Późno się robi.
Luiza nic nie mówiąc odłożyła szczeniaka na ziemie i weszła na wałacha. Ja również po chwili siedziałem na Amane, zaśmiałem się lekko widząc postawę dziewczyny.
- Mam nadzieje, że się nie obraziłaś. - uśmiechnąłem się do niej, jednak nie odpowiedziała. Westchnąłem. - Niech ci będzie. - oparłem się o szyję i głowę klaczy. - Łap. - powiedziałem wyciągając z torby szkicownik i rzucając Luizie. Uśmiechnęła się wertując kartki, w poszukiwaniu tej z moim ostatnim rysunkiem, kiedy go znalazła znowu się uśmiechnęła i spojrzała na mnie.
- Serio dasz mi ten rysunek? - zapytała.
- Nie teraz, muszę go dokończyć.
- Co z nim jeszcze zrobisz? Wygląda jak skończony już teraz.
- Zobaczysz. - uśmiechnąłem się i odebrałem szkicownik.
Ruszyliśmy w stronę akademii. Tym razem jechaliśmy bardzo powoli, rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach, wiele się o niej dowiedziałem, wolałem występować w roli słuchacza niż rozmówcy dlatego raczej ona mówiła.
- Nie zapomnij, że obiecałaś mi zagrać na gitarze. - powiedziałem nagle, co nie było w żadnym stopniu związane z naszą dalszą rozmową.
- Nic nie obiecywałam! - powiedziała prostując się.
Przybrałem smutną minę.
- No cóż, nic nie poradzę jeśli się nie zgodzisz. - prawie leżałem na klaczy wpatrując się przed siebie. Konie jechały spokojnie i bardzo powoli, Kirito bez problemu je wyprzedzał i biegał między ich kopytami. Zaczęło chcieć mi się spać. Spędziliśmy w sumie tam cały dzień, słońce powoli już zachodziło, jak ten czas szybko leci... Spojrzałem z nadzieja na dziewczynę, że jednak się zgodzi, jednak nic już nie mówiła. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem... Przymknąłem powieki, cisza i spokój ogarnęła mnie całego i powoli zanurzała w krainie snów. Nie mogłem zasnąć. Leniwie otworzyłem oczy i rozejrzałem się, użyliśmy już przy akademii.
- Przysnęło ci się. - uśmiechnęła sie ciepło Luiza.
- Mhm. - mruknąłem nadal się nie podnosząc. - Skoro ty wymyśliłaś mi przezwisko i się na nie zgodziłem, to do jutra tez wymyślę ci jakieś przezwisko. Nie przyjmuje sprzeciwu! - oznajmiłem. Odprowadziliśmy konie do stajni i ruszyliśmy w stronę akademika.
- Gdyby co... - zacząłem. - Jaki masz numer pokoju?
- Dwunasty. - uśmiechnęła się.
Dotarliśmy do akademika.
- To do zobaczenia. - powiedziałem na pożegnanie.
- Do zobaczenia! - zawołała idąc do swojego pokoju.
W sumie, zapomniałem zapytać ile ma ona lat, Eh, w sumie nie ważne. Poszedłem do siebie do pokoju, otworzyłem szkicownik i przerysowałem szkic na większą kartkę. Zacząłem kolorować rysunek i poprawiać kontury, w międzyczasie myśląc o przezwisku dla Luizy. W sumie mam jeden pomysł...


*mały time skip*


Rano wybrałem się do pokoju nowej znajomej, nie zamierzałem wchodzić ani nic, chciałem tylko zostawić jej skończony i pokolorowany rysunek. Przyczepiłem go do drzwi dziewczyny i zapukałem cicho po chwili odchodząc spokojnie. Na obrazku napisałem dedykację: "Dla Landrynki", to idealnie do niej pasowało, z tyłu kartki był podpis "Od Ważniaka (Nathan) - będę niedaleko stajni, gdyby co.". Wróciłem do swojego pokoju, spakowałem do torby kilka rzeczy i poszedłem do stajni, dziś niedziela, jutro pierwszy dzień szkoły, dziwnie się czuje będąc w takim miejscu jak to. Siedziałem z Amane przed stajnią, słuchałem muzyki i niby wydawałem klaczy jakieś polecenia, ona i tak robiła swoje.




Landrynko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x