Od Kitai cd. Jean-Pierre'a

Po wyminięciu chłopaka, wróciłam do swojego pokoju, chociaż z małym trudem. Zapomniałam którędy się kierowało do pokoi, dlatego też droga powrotna potrwała nieco dłużej, niż sądziłam. W końcu zapytałam o drogę przypadkową dziewczynę, która wytłumaczyła mi, że muszę się cofnąć i wejść na pierwsze schody, jakie mi się trafią. Idąc jej wskazówkami, doszłam do odpowiedniego korytarza, aż znalazłam swój numer drzwi. Otworzyłem je i weszłam do środka. Nie czułam już zimna, które wcześniej mi towarzyszyło, przez tą moją wędrówkę poszukiwacza pokoju. Siedziałam w nim parę minut, aż w końcu wygramoliłam się z niego, zakładając wpierw kremowy sweter, pasujący do włosów. Wsadzając dłonie do kieszeni czarnych leginsów ruszyłam w kierunku wyjścia. Szło mi teraz lepiej, a ja się starałam zapamiętać cała, albo chociaż większą część drogi.
Na podwórku było jakby jeszcze zimniej, ale starałam się na to nie zwracać uwagi. Miałam zamiar wyjść na miasto, obejrzeć je i spróbować zapamiętać większość budynków, gdybym czegoś potrzebowała. Jednak tego nie zrobiłam. Moją uwagę od razu przykuł chłopak, który najwidoczniej chciał się przede mną skryć. Był to ten sam wyższy o speszonym wzroku co ten, który mnie uderzył - bo to był ten. Chwilę mu się przyglądam. Idź do miasta, nie idź do niego. Powiedziałam sobie w myślach, jednak nie posłuchałam się samej siebie, przez co dalej stałam i się na niego po prostu gapiłam. Tylko się chłopie nie odwracaj. Poprosiłam go w myślach, ale najwidoczniej jego umiejętnością nie jest czytanie w myślach. wykonał coś odrodnego do mojej prośby. Skrzyżowaliśmy się wzrokiem. Uważnie go obserwowałam, a on wyglądał na spiętego. Byłam ciekawa, kogo jest potomkiem, ale nie zadałam tego pytania, ani żadnego innego, tylko zatrzymałam wzrok na papierosie, zaraz czując ten głód palacza o którym udało mi się wcześniej zapomnieć. Do teraz. Chłopak nic nie mówiąc wyciągnął w moją stronę papierosa, a ja nie mogąc się powstrzymać, skorzystałam z okazji. Zapalił papierosa w moich ustach, po czym zaciągnęłam się nikotyną, czując ulgę. Takie są skutki bycia nałogowcem, prawda? Ee... można się przyzwyczaić.
Staliśmy w ciszy, kompletnie nie wypowiadaliśmy żadnego słowa. W sumie nie było takiej potrzeby, bynajmniej według mnie. Papieros dla mnie to miły gest, a ja poczułam, że może nie będzie tutaj tak źle. Po za tym ta cisza w żaden sposób mnie nie dobijała, chociaż miałam ochotę się odezwać i go poznać. Ale się powstrzymywałam, bo według mnie nie było tutaj żadnego sensu. Po co? Lepiej nie ryzykować. Ale jednak się przedstawiłam. Dlaczego? Usta same się utworzyły w ten wyraz, a ja tylko poczułam ulgę. Zawsze uwielbiałam gadać, do dziesięciu lat wszyscy zaczynali mnie mieć dość, ponieważ nie zamykałam ust. Ale teraz muszę uważać. Nie chce wykonać żadnego błędu, a szukanie na siły przyjaciół mi w niczym nie pomoże. Przedstawił się jako Jean-Pierre. Miał ochrypły głos, ledwie słyszalny, ale ja już zdązyłam stwierdzić, że zapewne jest z Francji. Czy jakoś tak - cóż... nie jestem geografem. Znowu staliśmy w ciszy, która mi nie przeszkadzała. Rozkoszowałam się papierosem, czując jak dym wlatuje do płuc, a następnie te zimne, a nawet lodowate powietrze. W końcu skończyła palić. Zgasiłam resztki o metalowy kosz, po czym wyrzuciłam go do środka. Spojrzałam na cichego chłopaka. Dokańczał swoją część w milczeniu. Wsadziłam dłonie do kieszeni, po czym spojrzałam na bramę. No, teraz mogę iść. Przeszło mi przez głowę. Jeszcze raz odwróciłam ją w stronę Jean.
- Dzięki - powiedziałam dość cicho. - I do później - dodałam, po czym ruszyłam żwawym krokiem w stronę bramy, jednak się zatrzymywałam. Ku*wa, nienawidzę się. Odwróciłam w jego stronę głowę przygryzając lekko dolną wargę. - Chyba, że chcesz iść ze mną zwiedzić miasto - zaproponowałam. - Dopiero przyjechałam - dodałam na sam koniec, oczekując jego odpowiedzi. Byłam ciekaw, czy się zgodzi. W sumie na to liczyłam, ale nie zdziwię się, jeśli odmówi. Nie wygląda na towarzyskiego.

<Jean?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x