Kawiarnia.
Przytaknąłem lekko przełykając ślinę. Dziewczyna naprawdę
nie miała łatwego życia, czułem się głupio myśląc o swoich
problemach, kiedy ona miała ich o wiele więcej. Chwilę błądziliśmy po głównych
ulicach miasta w wygodnej ciszy, dopóki nie znaleźliśmy dobrego miejsca do
odpoczynku.
Kawiarnia była wciśnięta
między staromodne kamienice, wyróżniająca się kolorowym napisem nad drzwiami i
słodkim zapachem dochodzącym zza uchylonego okna. Wskazałem niepewnie na lokal,
Kitai przytaknęła ruszając żwawo w jego stronę. W drzwiach uderzył nas powiew
gorąca i mocny aromat kawy. Zajęliśmy jeden z kilku wolnych stolików przy oknie.
Spojrzałem mimowolnie na ulicę na zewnątrz. Ludzie obserwowali nas, szepcząc
coś do siebie. Miałem wrażenie, że wszyscy znają siebie nawzajem w tym miejscu
i każda nowa osoba była czymś całkowicie obcym dla mieszkańców tej wyspy.
Drobnej budowy kelnerka podała nam karty, a my szybko
zamówiliśmy. Miałem skrytą nadzieję, że dziewczyna zapomni o swoim
wcześniejszym pomyśle, nie wyobrażałem sobie mnie opowiadającego blondynce
całego swojego życia, tak, jak ona to zrobiła kilka minut wcześniej. Jednak Kitai dobrze
pamiętała o tym co powiedziała; spojrzała na mnie pytająco podnosząc brwi.
- Teraz moja kolej, tak?
- zaśmiałem się nerwowo drapiąc się po karku. Jednocześnie czułem się
gorzej będąc w kawiarni, w publicznym miejscu, gdzie wszyscy mogli mnie
usłyszeć ale z drugiej strony czułem się lepiej, im więcej ludzi wokół tym
mniejsza szansa, że stracę panowanie nad sobą. W końcu wszyscy zajmowali się
sobą, prawda? Kitai przytaknęła i usiadła wygodniej na krześle wlepiając we
mnie swoje duże, błękitne oczy.
- Moje życie nigdy nie było i na pewno nigdy nie będzie tak
ciekawe, jak twoje – zacząłem powoli i zauważyłem, że na twarzy dziewczyny
pojawił się cień uśmiechu. Ja też
niepewnie się uśmiechnąłem spuszczając wzrok na ziemię. – Urodziłem się we
Francji, na prowincji. Niestety ja nie
pamiętam ani swoich narodzin, ani praktycznie całego mojego dzieciństwa. Znaczy
się, jest ono po prostu smugą niewyraźnych wspomnień - uśmiechów, głosów, twarzy, charakterystycznych wydarzeń.
Od zawsze żyłem z matką i młodszą siostrą, Rosalie. Z ojcem do teraz widujemy
się rzadko. – przełknąłem ślinę pocierając dłonie o siebie. – To od niego
dostałem tego konia o którym wcześniej wspominałem. Przez kilka lat wysyłał nam spóźnione życzenia na urodziny i święta, znaczy, przesyłał czasem Rosie słodycze z
zagranicy, ale ja nic nie dostawałem przez dłuższy czas. Potem nagle, na
osiemnaste urodziny, praktycznie pod drzwiami domu pojawia się przyczepa z
koniem i krótka wiadomość. Oczywiście nie mógł przyjechać, być osobiście z nami
– zaśmiałem się gorzko trąc dłonie jeszcze mocniej. – ale mam wrażenie, że mimo
wszystko nas kocha. Ma po prostu za dużo na głowie. Chyba.
Poczułem się uratowany, kiedy kelnerka podeszła do naszego
stolika przerywając moją historię. Potrzebowałem kilka chwil, żeby uspokoić dłonie i moje szybko bijące serce. Złapałem kubek ciepłej, parującej kawy w dłonie napawając się jej
ciepłem. Czułem na sobie wzrok dziewczyny, namawiający mnie do dalszego
mówienia o sobie. Wziąłem łyk gorącego napoju czując, jak rozgrzewa mnie od
środka uspokajając moje lekko drżące dłonie.
- Nigdy nie byłem lubiany w szkole, często obrywałem i
wracałem do domu poobijany.– powiedziałem cicho, próbując odsunąć od siebie
niemiłe wspomnienia posiniaczonych pleców, brzucha, ramion, pękniętych warg i łuków
brwiowych. – Dlatego, od razu kiedy moja matka dowiedziała się o tym miejscu
bezzwłocznie mnie tu wysłała.
Między nami nastała cisza, nie była niewygodna ani ponura,
po prostu była. I była nawet przyjemna. Pozwoliła mi pozbierać wszystkie myśli.
Kitai skupiła się na swoim napoju, popijając go z przymrużonymi oczami. Sam też
mimowolnie je przymykałem pijąc swoją kawę, była naprawdę dobra.
- Masz jakieś zainteresowania? – usłyszałem jej głos po
kilku minutach. Podniosłem wzrok na dziewczynę, czując się nieco pewniej w jej
towarzystwie. Przytaknąłem rozluźniając lekko ramiona, nie zdawałem sobie
sprawy, jak bardzo moje mięśnie były napięte.
Spokojnie, jest dobrze.
Dopóki nie zrobisz
czegoś głupiego i nie zaprzepaścisz swojej jedynej szansy na posiadanie tutaj jakiegokolwiek
przyjaciela.
- Może to zabrzmieć dość cliché, banalnie i szablonowo ale lubię czytać. Szczególnie poezję. – nie mów nic o tym, że sam ją piszesz próbujesz pisać, wystarczająco odstraszasz innych. – Gram trochę na
fortepianie, zacząłem w dzieciństwie za namową matki. Odrobinę rysuję, robię
zdjęcia. – wzruszyłem ramionami próbując odwrócić od siebie uwagę dziewczyny. –
Ty?
- Och, też lubię rysunek. – uśmiechnąłem się niepewnie
biorąc kolejny łyk kawy, której słodki smak dodawał mi, sam nie byłem pewien
czemu, odwagi i pewności, że Kitai jest osobą, przed którą można się choć
trochę, odrobinę otworzyć. – Czytam
książki fantastyczne, gotuję. Interesuję się komputerami, lubię grać w gry,
grafika też jest ciekawa.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w kawiarni co jakiś czas
rozmawiając na jakiś niezobowiązujący temat, dopijając nasze napoje i
rozkoszując się ciepłem panującym w lokalu. Kiedy kelnerka zabrała nasze puste
kubki dziewczyna zaczęła szukać czegoś po kieszeniach kremowego swetra. Szybo
wyciągnąłem banknot i zanim blondynka się zorientowała wcisnąłem go w dłoń
kobiety, która nas obsługiwała mamrocząc „Proszę zatrzymać resztę” .
Wyszliśmy z lokalu, chłód zapadającego powoli wieczoru
opatulił nas szybko, jakby chciał, abyśmy jak najszybciej zapomnieli o cieple
kawiarni. Spojrzałem niepewnie na Kitai. Kiedy zobaczyłem, że dziewczyna otula
się swoimi ramionami drżąc lekko, rozpiąłem bluzę, którą miałem na sobie i podałem
ją blondynce. Spojrzała się na mnie lekko zdziwiona, ale ja tak czy siak
zarzuciłem polar na jej lekko drżące barki.
- I tak mam na sobie sweter. – wzruszyłem ramionami.
Staliśmy chwilę w ciszy obserwując przechodniów, którzy
chyba przyzwyczaili się już do widoku dwóch nowych osób w mieście. Zwróciłem
wzrok na dziewczynę i odchrząknąłem cicho zwracając jej uwagę na siebie.
- Co teraz?
Kitai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz