Od Kitai cd. Jean-Pierre'a

To było bardzo miłe z jego strony, że dął mi swoją bluzę. Od razu zrobiło mi się cieplej, ale tak czy siak żałowałam trochę, że nie ubrałam się cieplej. Ale nie ważne. Lekcja na przyszłość. Ludzie przestali się na nas gapić jak wcześniej, jakby zaczynali się do nas przyzwyczajać. Wydawać się mogło, że jest to nie jest miasto, a mała wieś, w której się wszyscy znają, a nowe osoby są obgadywane. Tak jak my teraz. Ale można się przyzwyczaić. Przez dziesięć lat mówiono o mnie za plecami, jaka to ja jestem walnięta, a potem o tym, jaka to jestem słaba, a następnie agresywna. Nie ważne. Krótko mówiąc, teraz nawet nie czułam różnicy. Jedynie ludzi nas wymijali dalej się gapiąc i tyle. Spojrzałam na chłopaka, który zapytał co dalej. Dobre pytanie. Tak długo izolowałam się od wszystkich, że zapomniałam już jak to się wszystko robi, dzieje. Tak jakbym zapomniałam jak się żyje.
- Może się jeszcze przejdziemy? A potem jeśli chcesz, może zajść do mnie. Pogadamy jeszcze - zaproponowałam. Chłopak milczał, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł. Ech... I na co mi to wszystko było? A trzeba było na siłę wrócić na Atlantydę, albo na samym początku się zamknąć. Może było by wtedy inaczej?
Jean mówił, jak kiedyś chodził poobijany. Nie wiem co dokładnie wtedy czujesz, ale zapewne to wiedzą inni z mojej szkoły. Gdy jego bili, ja się wyżywałam na swoich rówieśnikach. Pamiętam te pobite gęby, złamania i krew. Ale sami się o to prosili, nie musieli mnie wtedy zmuszać...
W końcu skinął głową, a ja poczułam jakby ulgę. Może jednak nie idę w złym kierunku? Albo idę całkowicie nową drogą. Nie ważne. Poszliśmy chodnikiem, tak jakbyśmy się wmieszali w tłum idący w tamtą stronę. Ale w rzeczywistości ludzi na mieście było coraz mniej, może przez ten chłód, który stawał się coraz gorszy? Albo poszli plotkować o nowych ludziach, którzy się tutaj pojawili? Lub to może być też czysty przypadek. Nie mam pojęcia gdzie dążyliśmy, po prostu szliśmy przed siebie w ciszy, która nie było w jakiś sposób uciążliwa. Po prostu była i tyle.
- Dzielisz z kimś swój pokój? - przerwał cisze. Spojrzałam na niego jakby zbita z tropu. Za bardzo się zamyśliłam, a jego głos wyrwał mnie z tego wszystkiego. Chwilę milczałam.
- Nie - powiedziałam w końcu i znowu spojrzałam przed siebie. Był wyższy, czułam się jak mała mrówka, którą łatwo można zgnieść, póki cię nie ugryzie. - Na szczęście - dodałam. - Matka pewnie stwierdziła, że lepiej będzie, jeśli nie będę miała na kim się wyżywać - skończyłam. Znowu między nami zapadła cisza, tym razem jednak jakaś niezręczna. Wydawało mi się, że słowem "wyżywać" zraziłam w tej chwili go do siebie, ale co miałam powiedzieć? Tak jakoś samo wyszło. Trudno.
- Nie wyglądasz na nerwową osobę - stwierdził po chwili ciszy. Zaśmiałam się pod nosem. Miło mi było, że tak w końcu ktoś o mnie pomyślał. Ta... póki nie zna przeszłości, może tak myśleć. Potem pewnie uzna mnie psychola. Tak jak to było zawsze.
- Teraz tak - stwierdziłam, że lepiej niczego nie chować w tajemnicy. Skoro ma się dowiedzieć, to lepiej teraz, niż później. Jeśli z czymkolwiek będę zwlekać, to w końcu będzie mi tak trudno, że zacznę kłamać. A słyszałam wiele historii, w których lepiej było mówić prawdę, niż kłamać i sprawić sobie wiele kłopotów, niż jest to potrzebne, czy nawet możliwe.
- A kiedyś? - spojrzałam na niego kątem oka, po czym znowu wróciłam do oglądania miasta. Jeśli mam mu to wytłumaczyć, bym musiała od początku. Omijając ten cholerny i żenujący temat moje zdanie może wyjść bez sensu.
- Jak ci mówiłam, tak do dziesiątego roku życia paplałam ciągle o Atlantydzie. Wtedy uważali mnie za świrusa i nawet nie podchodzili. Jak "znormalniałam"... - to słowo pokazałam palcami w cudzysłowie. Według mnie to nie było znormalnienie, tylko zamknięcie japy na dobre. Ale jak kto woli. - ...przestali mnie omijać i... - i jak by to powiedzieć, żeby nie użyć słowa na "g"? - ...nie ważne. - zamilkłam na chwilę. Jednak nie powiem mu tego. Nie teraz. Może kiedyś, jak nie zapomnę, chociaż bardzo bym tego chciała. Tak położyć się na łózko, zamknąć oczy, a potem obudzić się z nowymi wspomnieniami, tylko z tymi pięknymi. Niczym więcej. Szkoda, że nie mogę sobie wyczyścić pamięci. - Po prostu wezbrało się we mnie tylko złości, że gdy zaczęłam chodzić na lekcje walki, zaczęłam się na wszystkich mścić. A potem... jakby wdało mi się to w nawyk - wytłumaczyłam mniej więcej jak to było. Nie przepadałam za tym m,owić, zawsze miałam ochotę uderzyć głową o coś na tyle twardego i na tyle mocno, aby zaczęła krwawić, ja bym doznała jakiegoś tam krwotoku wewnętrznego i na tym by się skończyło. - Zapisali mnie do psychologa, faszerowali psychotropami czy czymś i... tyle - skończyłam.
Znowu zapadła cisza. Sama nie wiem czy była niezręczna, czy jaka. Po prostu była i tyle. Żadne z nas się nie odzywało. W końcu stanęłam, a chłopak zrobił to po dwóch krokach. Spojrzał na mnie pytająco.
- Wracamy? Jest coraz zimniej - zapytałam dalej unikając jego wzroku. Teraz to ja się wstydziłam, tak jak on wtedy mnie. Ta... w oczach za dużo można zobaczyć. Już rozumiem tych, którzy ciekają wzrokiem. W nich naprawdę można wszystko zobaczyć.

<Jean?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x