Od Fytch'a do Luizy

- Skoro już się spotkaliśmy...miałem zamiar iść w tę samą stronę- mruknąłem puszczając psa, który podszedł do dziewczyny. Mimo początkowej niechęci, uśmiechnęła się lekko w jego stronę.
- Skoro chcesz.- Westchnęła,  wznawiając marsz. Bez słowa za nią podążałem, mając szansę lepiej się jej przyjrzeć. Niska (no co ty?), szczupła, nie brak jej kształtów... ogólnie-niczego sobie.- Długo tu jesteś?- odezwała się po chwili ciszy, na co nie zwróciłem uwagi. Odwróciła głowę, wlepiając we mnie źrenice.
- Nie.- wzruszyłem ramionami- nie jest ci ciężko?- Spytałem, na co zdziwiona zmarszczyła brwi. Zaśmiałem się cicho, wskazując szczeniaka wiercącego się w jej rękach.Słodziak. Przełamała niepewność co do Leth'a, kładąc psa na śniegu. Pitbull przyjrzał mu się, chcąc go "ośmielić". Wpływowa z niego istota, więc po chwili razem z dalmatyńczykiem biegali po śniegu. Upewniając się, że nic im nie będzie, przyspieszyłem dotrzymując kroku dziewczynie. No tak...dziewczynie.
- Jak masz na imię?- Zwróciłem się do niej- Fytch.
- Luiza. masz...ciekawe imię- przyznała- i dziwne.- Ukradkiem zauważyłem zadowolenie na jej twarzy, co było dla mnie zagadką. Przyznałem jej rację, nie umiejąc racjonalnie rozwinąć potoku słów, który zazwyczaj kończył się u mnie kłótnią. Tak więc reszta "wycieczki" minęła bez choćby chrząknięcia. W trakcie, myślałem co bym właśni teraz robił gdybym jej nie spotkał, gdybym w porę się zmył. Zapewne nic. Wróciłbym do pokoju, by w samotności myśleć o moim życiu. I o tym, co by było gdyby teraz wybuchła apokalipsa zombie...Ciekawiło mnie to, więc zawsze jak gdzieś szedłem, wypatrywałem ewentualnych kryjówek, broni. Było tego dosyć dużo. Za dużo filmów, Coy.
- Co byś zrobiła, gdybym teraz zmienił się w zombiaka?- Spytałem, zaciekawiony jej odpowiedzią. Większość zapewne by uciekała w popłochu. Ale może Ona jest wyjątkiem? Wpatrując się w dal, przekręciła oczyma w lewo, rozkładając ręce w geście niewiedzy. Reagowała jak ci, których o to spytałem. Czemu? Zwykła ciekawość. Często widzę niepewne, zdziwione,  nawet zaniepokojone myślą iż jestem nienormalny, czy chociażby chory psychicznie.
- Wzięłabym tamtego kija i roztrzaskała ci głowę- Jej uśmiech mówił wszystko. Może nie tylko ja mam jakieś dziwne przemyślenia co do zabijania? Ciekawiły mnie morderstwa, badanie spraw z tym związanych...Tia, dziwnym byłem dzieciakiem.
- Dzięki- Zaśmiałam się, ukazując zęby.- Też bym to zrobił.- Pokręciła z rozbawieniem głową, gwałtownie skręcając w nieznanym mi kierunku. A mimo to, poddałem się jej instynktowi. Bo jak to inaczej nazwać? Decyzją?A może być.
Na moje pytania, dokąd idziemy, odpowiadała uciszającym gestem. Posłuchać jej? Czy może ją denerwować? Oj, za dużo pytań sobie zadajesz, kolego. W tym momencie, zamarznięte, usłane szronem jezioro wydawało się być mocno skute lodem. Czy ona...o nie, nie, nie, nie! Mimo moich błagań, zaciągnęła mnie prosto na lód. Nie dość, że niezmiernie ślizgi, to jeszcze ta cała grawitacja spowodowała, iż moje ciało w tej chwili bezwładnie leżało na zimnej powierzchni. Ból rozchodzący się po klatce piersiowej, oraz ręce, były...bolesne. Normalnie, jakby ktoś się na lodzie przewrócił!
- Nie byłbyś dobrym łyżwiarzem...- Zaśmiała się z mojej gleby. Posłałem jej pełne nienawiści spojrzenie.
- Jak możesz?! Zrujnowałaś moje marzenia...- mruknąłem, płacząc teatralnie, pocierając przy tym oczy.

Luiza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x