Od Fytch'a do Luizy

Ranek, zimno, wiatr i nic więcej. No, może oprócz mgły, która przysłaniała widok na łąkę. Chęć pozwiedzania czegoś dalej, niż akademii, wydawała się lepsza od bezczynnego siedzenia w pokoju, nawet w taką pogodę.

Kończąc papierosa, którego nikotyna znacznie mnie uspokajała, zawołałem Leth'a. Który tradycyjnie był już cały oblepiony białym puchem. Spoglądając na niego, ujrzałem coś, co znacznie wyróżniało się spod bieli. A dokładniej czarny kosmyk, zbliżający się w naszą stronę. Co robić? Ignorować, jak gdyby nigdy nic? A może wymienić kilka zdań? Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, poczułem na swoim ramieniu lekki uścisk.
- Nie powinieneś trzymać go na smyczy?- Zarzekła dziewczyna, posiadaczka falowanych, długich włosów w kolorze czerni.
- Nie sądzę- odparłem z lekkim syknięciem, rozprostowując się. Jak każdy, zadzierała głowę do góry, by na mnie spojrzeć.- Ani to agresywne, ani straszne, więc nie wiem w czym problem- kolejna wypowiedź, doprawiona szczeniackim uśmieszkiem wystarczyła, bym chciał odejść gdziekolwiek indziej, tym razem tam - gdzie nikt mnie nie znajdzie. Pozostało pytanie, gdzie takowe miejsce znajdę? Bez większych rozmyśleń na ten temat, po prostu oddaliłem się nie zwracając uwagi na jakieś jej uwagi, typu "Wracaj", lub "O co ci chodzi".

Kolejna góra. 
Gdzie tak właściwie jestem? Na pewno nie obok Akademii jeździeckiej. Jednak czy warto się tym teraz przejmować? Ważne jest teraz. Monotonia źle działa na umysł. I chyba nie je jeden tak myślę, gdyż w oddali kolejna postać przechadzała się samotnie wśród ośnieżonych drzew. Aż zacząłem się zastanawiać, czemu właściwie w tak odległych miejscach spotykam jakiś ludzi...z grymasem na twarzy, starałem się być niezauważony. Jedyna rzecz, na której zatrzymałem się na dłużej, to były 2-kolorowe włosy płci pięknej, Nim się ulotniłem, zostałem przyuważony. Ku mojemu zaskoczeniu i ona nie miała ochoty spotykać kogoś innego, a mimo to, na chwilę zatrzymała na mnie wzrok. Tak zrobiłem i ja, zapewne wyglądając dziwnie z uśmiechem typu *Psychopata*, które osłabiło się wraz z pojawieniem się przed nią, małym szczeniakiem, dalmatyńczykiem. Szybko złapałem za obrożę Pitbulla, chcąc zapobiec bezsensownym problemom, czy kolejnym wywodom. Nic nawet nie zrobiła, gdyż mały piesek schował się tuż za nią, obdarzając mnie niepewnym spojrzeniem.
~Teraz już się nie wywiniesz~ Zaśmiał się głos w mojej głowie, przez co zaliczył wyimaginowanego kopniaka.
- Zamknij się- prychnąłem na głos, co zapewne dziwnie wyglądało w jej oczach. Większość ludzi uważa że jestem jakiś dziwny, ale bez tego nie byłoby zabawy!- Pomóc w czymś?- Spytałem, widząc jak brązowooka zbliża się do mnie.

<Luiza?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x