Amane instynktownie ruszyła za dziewczyną, mimo zabawy czułem, że ciągle jest czujna. Najwyraźniej przeczuwała, że coś się może wydarzyć. Luiza osiągnęła dużą prędkość, jednak jechałem za nią, nie próbowałem jej całkiem doganiać, ja i wyścigi nie najlepiej się kończą. Wjechaliśmy do lasu, nagle Amane zatrzymała się gwałtownie, stanęła dęba i zarżała. Po chwili moja towarzyszka i jej wałach również się zatrzymali.
- O co chodzi? - zapytała jakby lekko zmartwiona.
Przyłożyłem w odpowiedzi palec do ust aby przez chwile zapanowała cisza. Stanąłem na grzbiecie klaczy i rozejrzałem się uważnie. Nic, nikogo nie było, oprócz nas ani żywej duszy w pobliżu.
- Lepiej stąd chodźmy. - powiedziałem cicho, z powrotem siadając na klaczy.
- Co się stało? Dlaczego?
Amane wierzgnęła niespokojnie, wskazałem dłonią gdzie teraz pojedziemy.
- Ścigamy się z powrotem, nie oglądaj się, jedź jak najszybciej się da. Zatrzymaj się dopiero kiedy wyjedziemy z lasu. - rzekłem półszeptem.
Na szczęście dziewczyna lubiła się ścigać więc bardzo szybko zniknęła mi z pola widzenia. Czułem niepokój klaczy.
- Ćś, już. Wyprowadź. - zadałem krótką komendę, na co zareagowała od razu. W chwile znaleźliśmy się niedaleko Luizy i Alexa.
- Dlaczego tak szybko stamtąd wyjechaliśmy? - zapytała, kiedy zatrzymaliśmy się na polanie, przez którą płynęła rzeka.
- Amane stała się strasznie niespokojna, za chwile Alex też by wyczuł zagrożenie i mogliby się spłoszyć.
Usiadłem naprzeciwko Luizy, siedziała przy rzece patrząc na oba konie skaczące z jednej strony brzegu na drugą. Wyjąłem z torby, którą miałem przy sobie, szkicownik i zacząłem rysować. Na szczęście Luiza nic nie zauważyła, chciałem aby się na razie nie ruszała z miejsca, no i miałem nadzieje, że nie zauważy...
Siedzieliśmy tak z kilkanaście minut, nagle dziewczyna wstała.
- Em... - mruknąłem cicho. - Mogę cię o coś prosić?
- Jasne! - uśmiechnęła się. - A o co?
- Mogłabyś wrócić na miejsce? - spojrzałem na nią niepewnie.
Patrzyła na mnie pytająco, na co lekko się uśmiechnąłem.
- Co ty robisz? - zapytała podchodząc.
- Heh, ja? Nic! - położyłem rysownik na trawie.
Luiza wzięła go i przewertowała parę stron, kiedy to ja zrezygnowany oparłem głowę na ręce.
- Więc jak? Wrócisz na miejsce? - zapytałem, patrząc na nią z nadzieją.
Luizo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz