Od Janis

Czy to nie ta filiżanka, którą podarował mi Jess wieki temu?, przemknęło Janis przez myśl, gdy brała łyk gorzkiej zielonej herbaty. Była wstrętna -- filiżanka, nie herbata. Wyszczerbiona na brzegach, ze zdartym motywem kolorowych kwiatów. Ucho było ciut skruszone - a jednak porcelanowe naczynie było na swój sposób piękne. Wypełnione litrami wspomnień i kropelką sentymentalizmu. Ach, Jess, dziewczyna westchnęła cicho, dlaczego cię tu nie ma? Nienawidziła go za to świństwo, w które ją wciągnął, tę heroinę, która pomału niszczyła jej życie przez lata. Była na niego wściekła, że wybrał tę prostszą drogę, po prostu przedawkowując i zostawiając ją - ot tak.
Ach, koniec głupot, żachnęła się w myślach, po czym sięgnęła do szafki nocnej po strzykawkę. Igła powoli przekłuła jej cienką skórę, a Janis niemalże poczuła narkotyk w żyłach. Westchnęła głęboko, ni to z zadowolenia, ni to z ulgi, po czym schowała wszystko z powrotem. Chwyciła mały pojemniczek wypełniony tabletkami, by wsypać parę do ust. Od razu poczuła się lepiej - wszelkie zmęczenie zniknęło, a i łupiący ból głowy powoli zaczął ją opuszczać.
- Kurwa... - wyszeptała gardłowo, rozglądając się niespokojnie po pokoju - Pić, pić... - szklanka, w której wcześniej była woda, leżała teraz wywrócona na stoliku. Janis chwiejnym krokiem podeszła po nią i chwyciła ją gwałtownie. Pragnienie chwyciło tak niespodziewanie, że aż paliło ją od środka, a jednak nie była w stanie nawet ustać dłużej na nogach. Ścisnęła szklankę w dłoni, niemalże ją pękając, po czym przypełzła do drzwi. Tylko do toalety, jest niedaleko. Choć kilka kropel wody kranowej, by zwilżyć palące wargi...
Wyszła z pokoju, mamrocząc pod nosem jakieś przekleństwa, i od razu oparła się o ścianę. Zjechała powoli na podłogę, po drodze upuszczając trzymaną dotąd w dłoniach szklankę, która teraz rozbiła się z hukiem o pokrytą wykładziną posadzkę. Schowała twarz w ramionach, chcąc schronić się przed światem zewnętrznym. Wydała ciche westchnięcie, zanim wyjrzała zza obrębu swej "strefy".
- Jess? - stęknęła, widząc przed sobą roześmianego, jak zawsze zresztą, nastolatka z chustą na swych długich, brązowych włosach. Wyciągnęła do niego dłoń, chcąc go dotknąć, pierwszy raz od czasu jego pogrzebu.
- Hej, Rudd! - przywitał się swym charakterystycznym, zachrypniętym głosem - Obiecałaś, że nauczysz się grać na gitarze, pamiętasz?
- Tak... - przyznała, powoli wstając - Jeszcze tego nie zrobiłam, przepraszam.
- Nie szkodzi. - machnął ręką, jak to miał w stylu - Ale czy wciąż jesteś moją przyjaciółką? - podszedł do niej, by zająć miejsce obok - Dawno nie rozmawialiśmy...
- Jestem! - wybroniła się. Jess wyciągnął rękę, opływającą krwią. Przypominała sobie; podanie przeciętej ręki na znak wiecznej przyjaźni. Zrobili to raz, jako dzieci. Pospiesznie sięgnęła po jeden z odłamków szkła z podłogi i przejechała nim po wierzchu prawej dłoni, aż z rany pociekła szkarłatna krew. Wyciągnęła rękę, by uścisnąć dłoń Jessa, lecz "rytuał" przerwał głośny huk otwieranych drzwi. Jej zmarły przyjaciel zupełnie znikł z umysłu, a Janis momentalnie odwróciła się w stronę hałasu, upuszczając szkło. Schowała krwawiącą dłoń w kieszeń bluzy i spojrzała nieprzytomnie na ciemnowłosego nieznajomego przed sobą.
- Jaaa... - zaczęła przeciągle, próbując coś powiedzieć, lecz zaraz znowu zsunęła się na ziemię. Zamknęła oczy, zmęczona, czując, jak upada nieprzytomnie.

Castiel?
Troszku psychodeliczne, ale dopiero zaczynam pisać z perspektywy narkomanki :"D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x