Od Chanwoo CD Luizy

Dzisiejszy dzień był wyjątkowy- przenosiłem się bowiem do nowego miasta. Miałem zamiar zamieszkać w Akademii Fairy Tales. Przebywałem obecnie w Arendelle, królestwie mojej mamy, z którego miałem wyjechać na Aisling - wyspę, na której znajdowała się moja nowa szkoła. Pakowałem właśnie ostatnie rzeczy do walizki, gdy do środka weszła moja mama. Uśmiechnąłem się do niej i dmuchnąłem w grzywkę, żeby lepiej widzieć.
- Nie chcę żebyś jechał - powiedziała i podeszła do mnie. Złapałem ją za rękę i ją pocałowałem.
- Wiem - powiedziałem i posłałem jej słodki uśmiech. - Ale wrócę tutaj. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz mamo.
- Nie chcę się ciebie pozbywać - powiedziała i pogładziła mój policzek, uśmiechając się blado.
Kiwnąłem lekko głową i ucałowałem mamę w czoło. Widziałem zbierające się w jej oczach łzy. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła szybko z pokoju. Spojrzałem w jego kąt, w którym smacznie spał Coco. Podszedłem do niego i szturchnąłem go lekko.
- Wstawaj przyjacielu - powiedziałem, głaszcząc go po głowie. Ten spojrzał na mnie zaspany i zamerdał lekko ogonem. - Jedziemy do nowego domu.
Zabrałem walizkę i razem z psiakiem poszedłem do samochodu.
 
**na miejscu**

Wyskoczyłem z pojazdu, stając obok i się przeciągając. Ziewnąłem szeroko, po czym z zainteresowaniem rozejrzałem się dookoła. Zanim zabrałem się za wypakowywanie wszystkiego, poszedłem do gabinetu dyrektora Akademii. Załatwiłem co miałem, dostałem plan lekcji i mapkę, by się nie zgubić. Mężczyzna powiedział mi, jak dojść do stajni, więc w pierwszej kolejności chciałem zaprowadzić tam Thundera. Otworzyłem przyczepę i wyprowadziłem go na zewnątrz. Zastanawiałem się, czy nie prowadzić go na uwiązaniu, ale wiedziałem, że zachowa się odpowiednio i nic nie wywinie.
- Idziemy - zwróciłem się do konia, klepiąc go po szyi.
Coco chciał biec do przodu, zbadać nowe tereny, ale powstrzymał się i szedł tylko kilka kroków przede mną. Natomiast Thunder szedł kawałek z tyłu, trzymając łeb przy moim ramieniu. Bywał czasem strachliwy, więc teraz, w nowym miejscu, wolał trzymać się blisko mnie. Szedł grzecznie, powoli, nie musiałem go prowadzić. Stajnia okazała się ogromna i bardzo ładna. Już mi się tu podobało. Zobaczyłem boks z oznaczeniem dla ogiera.
- To chyba jest nasze. Chociaż właściwie to twoje.
Zastanawiałem się przez chwilę, po co w sumie gadam do konia. Czułem jednak taką potrzebę. Nie traktowałem go jak zwykłe zwierzę, był moim przyjacielem. Otworzyłem drzwi boksu, a Thunder niepewnie wszedł do środka. Miał już włożoną ściółkę, więc nasypałem mu tylko trochę owsa. Oparłem się o drzwi, w zamyśleniu patrząc, jak je. Nagle do środka stajni wbiegł jakiś mały pies i podbiegł do Coco, który zaczął na niego warczeć. Maluch wystraszony wybiegł ze stajni, a Coco pobiegł za nim. Sprawdziłem, czy boks jest zamknięty i gdy okazało się, że tak, pobiegłem na zewnątrz za nim.
- Coco! Gdzie jesteś?! - zawołałem i się rozejrzałem. Gdy zobaczyłem psa pod nogami jakiejś dziewczyny (siedział oczywiście w bezpiecznej odległości), odetchnąłem z ulgą. Podszedłem do nich i gdy wyjąłem smycz z kieszeni, przypiąłem ją do obroży psa. Podniosłem się i od razu usłyszałem głos dziewczyny.
- Twój pies wystraszył mi Kirita - powiedziała z wyrzutem w głosie. Pies zaskomlał, a koń stojący za jej plecami tupnął nogą i prychnął znudzony.
- Wybacz. Coco nie lubi małych psów - powiedziałem przepraszająco, a pies w odpowiedzi zawarczał, patrząc na malucha znajdującego się na rękach dziewczyny. - Jeszcze raz przepraszam.
- Kim są twoi rodzice? - spytała.
- Ojciec mnie porzucił, a moją mamą jest Elsa. Znasz ją? - spytałem, a dziewczyna pokiwała głową.
- Dlatego masz takie jasne włosy.... - powiedziała, a koń stojący za nią zarżał, przez co usłyszałem odzew pozostałych wierzchowców znajdujących się w stajni.
- A twoi rodzice?
- Ojciec nie żyje - powiedziała.
- A mama? - spytałem, a ona wskazała na swoje włosy.
- Cruella de Mon.
Zrobiłem zaskoczoną minę i odruchowo przyciągnąłem do siebie Coco. Dziewczyna parsknęła śmiechem i pogłaskała swojego psiaka po głowie.
- Nie zabijam psów dla futra - powiedziała. - Nie bój się.
Coco jakby rozumiejąc, o czym mówimy, zawarczał, a potem wyszczerzył kły i rzucił się w jej stronę i gdybym dobrze go nie trzymał, skoczyłby na dziewczynę i zrobił jej krzywdę.
- Powinieneś kupić mu kaganiec - powiedziała.
- Reaguje tak tylko, gdy czuje się zagrożony. Zazwyczaj jest przyjazny dla innych, o ile nie chcą go dotknąć. Ma traumę. Jednak lubi duże zwierzęta - dodałem widząc, jak mój psiak wyciąga głowę w stronę wielkiego konia. Zrobiłem kilka kroków w bok i podszedłem do zwierzęcia. Coco zaczął wąchać jego nogę, a zaciekawiony koń schylił łeb. Gdy pies podniósł głowę, wystraszył się lekko, ale zaczął merdać ogonem. Wystawił język i ustawił się w pozycji sygnalizującej, że ma ochotę na zabawę z nowym kolegą.
 
Luiza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x