Od Eloy'a do Devotte

Osobiście nie przeszkadzało mi towarzystwo Devotte w tym projekcie w parach. Gdy pan Metley zaczął wypisywać wszystko krok po kroku, jak zrobić jakiś tam eliksir, ja sprawdzałem, co tu mamy przygotowane w fiolkach.
- Jakieś chemikalia, środek dezynfekujący, Domestos... trutka na szczury? - spytałem z niedowierzaniem.
- Domestos? - usłyszałem pytanie blondynki obok mnie. Zaśmiałem się, kiwając potwierdzająco głową. Było jeszcze parę innych cieczy, jednak ja już wiedziałem, co zrobić. Ubrałem na siebie okulary chroniące oczy i wziąłem drugą parę. Odwróciłem się do dziewczyny, która jak zaczarowana wpatrywała się na wprost na tablicę, pewnie czytając to wszystko. E tam, brednie same. Potajemnie założyłem jej gogle na głowę, a ta cicho krzyknęła. Znowu się zaśmiałem, kręcąc głową. Dotknęła plastiku, jakby zastanawiając się, co ma na łbie. Głupiutka i słodziutka. Przyjrzałem się jej ubiorowi. Najwyraźniej już zmieniła już tę bluzkę na drugą stronę. To dobrze. Jednak...
- Szminka ci się rozmazała - wyznałem. Dziewczyna jakby nieprzytomna się do mnie odwróciła. Tak, wyraźnie można było zobaczyć róż znajdujący się na jej brodzie. Westchnąłem, liżąc opuszkę kciuka u lewej dłoni i podsuwając go w stronę Devotte, próbując zetrzeć z niej ten kolorek. Jak z dzieckiem. Pamiętam, jak Cola kiedyś też się tak ufajdała, gdy pierwszy raz próbowała się pomalować kosmetykami mamy. Coś jej nie wyszło i oficjalnie przestraszyła naszego "Nieustraszonego Zorro". Nigdy nie zapomnę jego miny na jej widok. Po tym wróciłem do fiolek z płynami. Muszę dokładnie wybrać te, które będą mi potrzebne. Nie słuchałem tego, co nauczyciel mówił. I tak nie chciałem robić tego, co kazał. Gdy rzuciłem jedno spojrzenie na blondynkę, dostrzegłem tylko zmieszanie na jej twarzy oraz delikatne rumieńce na policzkach.
- Ja wiem, że nie znam się na tym, ale... Czy tego przypadkiem nie mieliśmy użyć na koniec? - usłyszałem pytanie z jej strony po tym, jak wlałem w całości jeden z fioletowych "mikstur". Przyłożyłem palec na usta, nakazując jej tym samym zachowanie ciszy. Niby byliśmy na końcu sali, jednak każdy mógł to zauważyć, spojrzeć oraz donieść nauczycielowi. A tego wolałbym uniknąć.
- Nie robię tego, co zadał nam pan Metley - wyjaśniłem, wlewając kolejny płyn do garnuszka. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a ja się szeroko uśmiechnąłem. - Założyłem się z siostrą jeszcze przed lekcją, że sprawię dzisiaj wybuch na lekcji. Stawką jest cola - powiedziałem. I ostatni składnik... - Lepiej się schowaj - poleciłem dziewczynie z wyraźnym śmiechem w głosie. Ta zamrugała oczami, jednak po chwili odsunęła się z krzesłem na pewną odległość. To smutne, że wystarczyło wlać tylko trzy płyny, by sprawić, by to wybuchło. Gwałtownie wlałem przezroczystą ciecz, a to wszystko zaczęło wrzeć.
- Kryć się! - krzyknąłem ze śmiechem, po czym schowałem się pod stół. Po paru sekundach każdy mógł usłyszeć ogłuszający wręcz huk, a potem całą salę wypełnił smród specyfików. Z uśmiechem na ustach wyłoniłem się spod ławki i popatrzyłem po wszystkich. Pan Metley najwyraźniej nie był zbyt szczęśliwy. Ojej, jak mi przykro. Głowa Devotte ostrożnie wychyliła się zza krzesła.
- Dev, Eloy... - zaczął mężczyzna. Już widziałem tę żyłkę na jego czole. - Do dyrektora! - krzyknął. Jego wrzask był głośniejszy od wybuchu. Wzruszyłem tylko ramionami, łapiąc za dłoń dziewczyny i kierując się w stronę wyjścia z klasy, a nawet podziemi. Ale było zabawnie!

Devotte?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics. Credits: x | x | x | x