- A ty nieubrana? - spytał, mierząc mnie od stóp do głów. Zamrugałam kilka razy oczami, zakładając ręce na piersiach.
- W sensie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, ciekawie na niego patrząc.
- No mieliśmy dzisiaj pójść się zabawić - odpowiedział, poruszając biodrami na boki. - Taka miała być moja wygrana naszego zakładu, że się nie spóźnię na dzisiejszy wykład. Przyszedłem nawet dziesięć minut wcześniej, więc... Ubieraj na siebie jakąś sukieneczkę i szpileczki i lecimy - wyjaśnił, na końcu zwycięsko się uśmiechając. No tak, pamiętam to. On chciał wyjść na miasto na imprezę, a ja chciałam, by poszedł ze mną ogólnie na zakupy, których nienawidzi. Dopiero teraz dostrzegłam jego czystsze szkiełka okularów, a w powietrzu wyczułam jego perfumy, które najbardziej mi się podobały. A ten co? Zamierza wyrwać jakąś dziewczynę? Z tymi perfumami to całkiem możliwe. Szczerze się zaśmiałam, odwracając się do brązowowłosego plecami i wracając do kuchni, by odwiesić ścierkę w żółtą kratę. Wzięłam w dłonie telefon, by zobaczyć, która aktualnie jest godzina. Po dwudziestej pierwszej... Spojrzałam na szatyna, który stał w progu kuchni, minęłam go, skręcając od razu w prawą stronę, wchodząc do mojej sypialni i przymknęłam drzwi.
- Wiesz przynajmniej, gdzie chcesz iść? - spytałam go, odsuwając szafę z lustrem w poszukiwaniu czegoś do ubrania.
- Co byś powiedziała na taki bar dla motocyklistów? Niby taki, jaki się wydaje, ale podobno w weekendy gra niezły DJ. Jeszcze tam nie byłem, a ty wiesz, że muszę znać wszystkie jadłodajne miejscówki w mieście - chłopak zaczął mówić, stojąc przy oszklonych drzwiach. Gdy ten się produkował, ja wyciągnęłam z szafy krótką plisowaną spódnicę w takim srebrnawym kolorze i szarą bluzę z nadrukiem małych czarnych pudli.
- No dobra, mi pasuje - rzekłam, ściągając z siebie zwykłą białą bluzkę i dżinsy, a zakładając to, co wcześniej wyciągnęłam. Schowałam ubrania na odpowiednie miejsca, zasuwając szafę i podchodząc do ściany po drugiej stronie, gdzie znajdowały się pudełka z moją biżuterią i perfumami. Wyciągnęłam z brązowej drewnianej skrzynki swój naszyjnik z sercem, cztery połączone ze sobą bransoletki na gumce w kształcie perełek oraz beżowe wiszące kolczyki z małymi kółkami. Nałożyłam to wszystko na siebie, psikając się również perfumami i przeglądając się w obracającym się i przenośnym czarnym lusterku. Makijażu chyba nie muszę poprawiać...
- Już? - usłyszałam głos brązowookiego. Odwróciłam się w stronę drzwi, podchodząc do nich i otwierając. Spotkałam się z dosyć dużym ciałem Robina, którego zaraz minęłam, podchodząc do legowiska Caramel, w którym właśnie leżała. Schyliłam się, drapiąc ją za uchem. Miała zamknięte oczy, więc musiała spać. Moja słodziaśna psinka... Wstałam, zdejmując z wieszaka czarną kurtkę i wkładając ją. Zgarnęłam również swoją czarną torebkę, chwytając już za zamek od drzwi.
- Idziesz w kapciach? - spytał brązowowłosy. Odwróciłam się do niego, zaraz przenosząc wzrok na nogi.
- Ty, faktycznie... - szepnęłam, przegryzając usta. Podeszłam jeszcze szybko do szafki, wyciągając z niej czarne połyskujące baletki z zaostrzonymi czubkami. Wręcz w nie wskoczyłam, stając uszczęśliwiona przed szatynem. - Gotowa! - zawołałam.
- To tu? - spytałam, wychodząc z autobusu miejskiego. Poczułam, jak chłopak staje za mną.
- Tak - powiedział, mijając mnie i kierując się w stronę wejścia do baru. Przed wejściem znajdowały się z trzy motory, czy tam motocykle, a obok porozstawiane były stoły z tymi parasolkami oraz krzesłami, przy których siedzieli dosyć groźnie wyglądający faceci. No okey... Szybko podreptałam do brązowookiego, nie chcąc się od niego zbytnio oddalać. Lepiej, jak go nie zgubię... Mimo jego wzrostu łatwo o to, gdyż ciągle się garbi. A potem będzie miał takiego dużego guza na plecach! Złapałam za rękę Robina, ściśle ją obejmując i rozglądając się na boki. Dosyć mało ludzi... Ten nagle skręcił w prawą stronę, przez co przygniótł mnie do ściany obok.
- Lilil, przepraszam! - zawołał, robiąc krok w tył i składając dłonie w obronnym geście. Przytrzymałam się ściany, łapiąc za głowę.
- Nic się nie stało, Robin... - powiedziałam, uśmiechając się do niego, by zapewnić, że serio nic mi nie jest. Ten odetchnął jakby z ulgą, kiwając w stronę, w którą zmierzał. Popatrzyłam tam, widząc pusty stolik dla czterech osób. Ruszyłam w tamtą stronę, zostawiając brązowowłosego za sobą. Odsunęłam jedno krzesło, siadając na nim i biorąc w dłonie dosyć małe menu.
- To tak. Ja idę szukać kibelka, a ty zamów coś do picia oraz dla mnie wszystko do jedzenia po kolei z karty - powiedział szatyn, odwracając się i idąc w nieznanym mi kierunku. Przyłożyłam dłoń do czoła, dopiero po jakiś trzydziestu sekundach ruszając się z miejsca i podchodząc do baru, by złożyć zamówienie. Usiadłam na jednym z tych wysokich krzesełek, w sumie ledwo co dosięgając stopami do metalowych podpórek, przez co one wisiały w górze.
- Em... Przepraszam - próbowałam zwrócić na siebie uwagę gościa za ladą, co mi się udało. Podniósł głowę do góry, podchodząc w moją stronę, a ja natychmiastowo zauważyłam, że jest całkiem wysoki. Może nawet miał ten sam wzrost, co Robin?
- Co dla pani? - spytał. Odruchowo zaczęłam się przyglądać jego twarzy. Miał brązowe, niczym gorzka czekolada oczy, czarne włosy, a w jego uchu dostrzegłam kolczyk, który zajął mi dłuższą chwilę uwagi. Potrząsnęłam przecząco głową, skupiając się na tym, co miałam powiedzieć.
- Poproszę dwa razy mojito i... - zatrzymałam się, zastanawiając, jak mam to powiedzieć. Rzadkością było to, bym zamawiała jedzenie dla przyjaciela, przez co zawsze czułam się zagubiona, bo... Ile on może jeść? Do tego mając takie ciało... - Jest możliwość wzięcia do jedzenia wszystko z tego o to menu? - spytałam, machając świstkiem papieru, który dodatkowo leżał również obok mnie. Miło by jeszcze było, gdyby nie pomyślał, że to dla mnie...
<Corey? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz