- Trochę jeżdżę, ale nie mam własnego konia - powiedziałam przypominając sobie próbę kupna owego zwierzęcia. Miałam chyba z czternaście lat. Jadąc do ciotki zahaczyliśmy o farmę, w której własnie wysyłali konie na rzeź. Bardzo spodobała mi się młoda klaczka, chyba jeszcze źrebak. Była bardzo energiczna, ale już na samym początku bardzo ją polubiłam. Błagałam o nią mamę, ale ona wydawała się mnie nawet nie słuchać. Siła wciągnęli mnie z powrotem do wozu i tyle widziałam tą śliczną klaczkę, której już nigdy nie zobaczyłam. Może teraz należy do jakiegoś bogatego faceta i wyjeżdża z nim na zawody? A może już dawno powędrowała na rzeź, bo była chora? Wszystko możliwe.
- Może weźmiemy jakiegoś? - zaproponował. Chwilę milczałam próbując sobie przypomnieć pewnie imię.
- GrayRose - powiedziałam, a chłopak spojrzał w moją stronę. - Moja ulubiona klacz, ale jest w drugiej stajni - wytłumaczyłam. Chłopak skinął głową. - Pójdę ją osiodłać, a ty zajmij się swoją - wyszłam ze stajni dla koni prywatnych i weszłam do drugiej. Przywitało mnie cicho parsknięcie koni, które szybko straciły mną zainteresowanie wracając do leżenia, albo przeżuwania siana. Przeszłam obok wszystkich boksów, aż natrafiłam na odpowiedni. Mała śliczna arabka podeszła do mnie i wychyliła łeb trącąc mnie nim. Zaśmiałam się cicho i przywitałam z GrayRose. - Masz ochotę na przejażdżkę? - zapytałam po czym ją wypuściłam. Przywiązałam ją do belki, a następnie przeszłam do osiodłania: derka, siodło, uzdy i takie tam inne rzeczy, których nazw nigdy nie mogę spamiętać. Tak samo zawsze mam problem z założeniem uzdy, bo to wszystko mi się plączę.
- Może pomóc? - usłyszałam ze plecami. Szybko się odwróciłam sądząc, że to jakiś nauczyciel. Ale nawet jeśli, to po co by mi oferował pomoc? Przede mną stał Jean ze swoją klaczką.
- Yhym - pokiwała głową podając mu chyba jeszcze bardziej zaplątaną uzdę. Lekko się uśmiechnął, ale nic nie powiedział. - Z tym zawsze mam problem - wytłumaczyłam się. Chłopak rozplątał wszystko i nałożył na mojego konia. Wyszliśmy ze stajni sprawdzając przedtem czy droga jest wolna. Kiedy się upewniliśmy wskoczyliśmy na konie i ruszyliśmy wpierw kłusem w stronę lasu.
- Długo już jeździsz? - zapytałam kiedy przeszliśmy do zwykłego truchtu.
- Od roku, kiedy dostałem ją od ojca - poklepał swoją Noir po szyi, a ta machnęła łbem, jakby chciała to potwierdzić. - Najlepsza jest w ujeżdżaniu - dodał.
- To może trochę się po ścigamy? - zaproponowałam. Jean chwilowo nie był tym pomysłem zachwycony, ale w końcu się zgodził kiwając głową. Uderzyliśmy konie piętami i poszliśmy wpierw galopem. W sumie to do cwału nie miałam zamiaru przechodzić, ale GrayRose sama wiedziała, czego chciała. Wiedząc, że świetnie skacze pokierowałam ją na zwaloną kłodę, którą bez przeszkód przeskoczyła. Klacz chłopaka miałam jednak z tym problemy, dlatego musiał wybrać drogę na około. Odwracając się do tyłu widziałam jak zakręca i biegnie za mną. Nagle jednak poczułam dziwny smród, a mój koń stanął dęba tym samym mnie wyrzucając z siodła. Musiałam szybko się przetoczyć na bok, ponieważ prawie mnie uderzyła kopytami. Zaryczała spłoszona i chciała uciec, ale Jean w porę zareagował i złapał ją za lejce. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć usłyszeliśmy ryk. Szybko wstałam i z krzyków wyszedł nagle stwór o czarnych łuskach i niebieskich oczach. Był dwa razy ode mnie większy, czyli nie mógł to być dorosły smok, ale też nie był malutkim smoczkiem.
- Nic nam nie powiedzieli o dzikich smokach - powiedziałam bardziej do siebie powoli się odsuwając. Chłopak jakby zastygł, ale dalej trzymał konie; bynajmniej tak mi się wydawało. Dziki smok wyszedł z krzaków, przez co widziałam jak jego ogon niecierpliwie kręci się i macha na boki, jakby czekał na coś. Ponownie zaryczał, ale dość cicho, jakby chciał nam coś powiedzieć, ale nie chciał nas spłoszyć. Odruchowo złapałam ręką swój kryształ.
<Jean?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz