Unikając mojego wzroku, z udawanym zainteresowaniem przypatrywał się małej, kolorowej książeczce.
- Nie. Mówiłem, teraz nie mam, będzie za tydzień.- Mruknął z obojętnością, przewracając kolejną stronę.- Przyjdź później.
- Nigdzie się stąd nie ruszam przynajmniej bez połowy- skrzyżowałem ręce, solidnie ustawiając się na ziemi. Moja wypłata miała dojść ponad dwa tygodnie temu, a jeszcze jej nie widziałem. A z tego, co wiem, bar nie ma problemów finansowych.
- No to sobie poczekasz. Przynieść ci koc?- W końcu, końcówki jego źrenic na ułamek sekundy zlustrował mnie od góry do dołu. Prychnąłem tylko w odpowiedzi, wzdychając głęboko.
- Jeśli mi nie dasz...zmusisz mnie do robienia nielegalnych rzeczy.- Zacząłem spokojnie, nie widząc jednak ani małego drgnięcia ze strony mężczyzny.- A jeśli złapie mnie policja, mogę powiedzieć, że TY mnie do tego zmusiłeś, nie dając mi wynagrodzenie przez DWA PIERDOLONE TYGODNIE.- Wykrzyczałem ostatnie słowa, zaczynając chodzić w tę w wewte- A zważając na prawo numer 56. w kodeksie pracy, jeśli wynagrodzenie nie zostanie dane w czasie albo w ustalonym przez pracodawcę czasie, mam prawo zgłosić się do urzędu by zbadali sprawę. A z tego, co wiem, nie mamy żadnych problemów z pieniędzmi. Zawsze możesz iść na kilka miesi do paki, lub...stracić lokal? Oddać wszystko, czego nie oddałeś? Byłoby źle, Marshall.- Na koniec uśmiechnąłem się słodko w jego stronę, niczym mała dziewczynka. Trafiłem w jego czuły punkt, wiedziałem o tym. Czułem w pewnym sensie satysfakcję. Nie to, że jestem wredny...zwyczajnie chcę dostać to, co mi się należy. A to konkuruje bardziej z wytrwałością i desperacją.
Mężczyzna podniósł się z siedzenia, a mimo to ja byłem od niego wyższy. Z grymasem na twarzy, podszedł do małej, szczelnie zamkniętej kodem i kluczykami szafki. Wyciągnął z niej małą kopertę, z niechęcią wręczając ją mnie. Wziąłem ją z widocznym zadowoleniem, zmierzając ku drzwiom.
Jednak nie chciałem pozostawić go w świadomości, że na każdym kroku może stracić to, nad czym tyle pracował. Sam wybudował to miejsce ze swoją żoną. Jednak gdy ona umarła, sam postanowił włożyć w knajpę całe swoje serce. I szczerze mówiąc, udało mu się to jak nikomu innemu.- A i tak dla jasności...-zaśmiałem się cicho- Taki punkt w kodeksie nawet nie istnieje. Wymyśliłem go.- Posłałem w jego stronę uśmiech typu "nie bij", a jego mina sprawiła, że moje życie stało się lepsze. Albo śmieszniejsze.
Pomachałem ręką w jego kierunku i wręcz uciekłem do lady. Wzrok zielonowłosego, niskiego, ale najlepszego na tym świecie Allen'a powędrował na moje ręce. Poruszyłem w znaczny sposób brwiami, pokazując białe opakowanie. Odwzajemnił się tym samym, wracając do nalewania piwa do wielkich kufrów. Całe to miejsce wyglądało jak z gangsterskich filmów, gdzie większość drewnianych mebli przeważa. Wszystko w ciemnych kolorach, takimi nowocześniejszymi rzeczami był stół do bilarda w rogu, oraz DJ na jednym z podwyższeń.
Chcąc zająć się swoją robotą, ściągnąłem skurzaną kurtkę, pozostawiając na sobie białą, luźną bluzkę.
Na krześle, niecały metr ode mnie siedziała blondwłosa dziewczyna.
- Em...przepraszam!- Odezwała się, a że byłem najbliżej, podszedłem. Spojrzałem w jej oczy, łapiąc stos karteczek. Chwile przyglądała mi się z zaciekawieniem, a ja uśmiechnąłem się w myślach. "Nie ma co, Cor. Masz branie".
- Co dla Pani?- spytałem, przerywając ciszę, a ta jakby wybudziła się z transu, zmrużyła lekko oczy.
- Poproszę dwa razy mojito i... - Zatrzymała się niepewnie, nad czym rozmyślając.- Jest możliwość wzięcia do jedzenia wszystko z tego o to menu? - Pomachała karteczką, robiąc niepewną minę. Spojrzałem na nią, robiąc nieco zaskoczoną minę. Ale że to dla niej? WSZYSTKO? W trakcie zapisywania zamówienia napisałem wielkie *WSZYSTKO*. Podałem kwitek Allen'owi, a ten zaśmiał się na samą myśl, że ktoś mógłby zamówić tyle żarcia. Jeszcze tylko odwracając się w kierunku trzech, wysokich, wymalowanych jak na karnawał dziewczyn rzucił jakimś sprośnym żartem. Wszystkie oczywiście zaśmiały się, a ten pokręcił głową. Nie lubił tych typów, ale jak to mówił "zabawić się nie zaszkodzi". W tej jednej chwili, gdy się odwróciłem, spostrzegłem wysokiego chłopaka. Miał brązowe włosy i okulary, szczerze mówiąc, nie pasował mi do tego klimatu tak jak zielonooka dziewczyna. I zapaliła mi się nad głową mała lampka. Nie jest tu sama, nie zje tego sama. W sumie można by się tego spodziewać...nie żeby mnie to obchodziło, ale jednak nie codziennie ktoś zamawia wielkie wszystko z naszej rozległej karty.
- Mogą...Państwo usiąść do stolika, to wasz numer, zamówienie zaraz będzie gotowe.- Powiedziałem szybko, wywracając mimowolnie oczami. Dziewczyna jeszcze spojrzała na mnie kątem oka, po czym poszła we wskazane przeze mnie miejsce.
-Corey- Zawołał kucharz. Podszedłem do oddzielonego od wewnętrznej części kuchni, która mieściła się na "zapleczu". Pasowała do tego miejsca.
- Już.- Mruknąłem, biorąc tacę z mojito i jedną trzecią zamówionego jedzenia. Wyszedłem zza lady, spokojnym, zrównoważonym krokiem zbliżając się ku stołowi.
<Lily?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz