Wyszliśmy powoli z dormitorium, chłodne powietrze poranka
uderzyło nas w twarze. Chociaż śnieg stopniał, wciąż nie było gorąco,
szczególnie o tak wczesnej godzinie. Słońce było skryte za chmurami, więc nie
mieliśmy szansy na ogrzanie się w jego promieniach. Schowałem ręce w kieszenie
swetra zauważając, że Kitai też założyła bluzę. Mimowolnie westchnąłem z ulgą,
nie chciałem, żeby żadnemu z nas było tak cholernie zimno. Minęliśmy bramę w
ciszy ruszając jasną ścieżką. Wtedy zorientowałem się, że sam nie jestem pewien,
gdzie znajduje się stajnia. Zatrzymałem
się szybko czując, jak wszystkie moje mięśnie się napinają. Blondynka odwróciła
się w moją stronę z podniesionymi brwiami. Wciąż nie wiedziałem, czemu jeszcze
chce spędzać ze mną czas. Uśmiechnąłem się nerwowo.
- Tak dokładnie, to… nie znam konkretnej drogi do stajni. –
wziąłem szybki oddech zatrzymując dziewczynę przed potencjalnym skomentowaniem
mojego zachowania. – Wiem, że to nie jest daleko i widziałem budynek. Na
zdjęciu.
Zauważyłem, jak
kąciki jej ust lekko się wykrzywiają. Czyli byłem uratowany. Na razie.
Jeszcze raz ruszyliśmy, teraz odrobinę szybciej. Przez
chwilę zastanawiałem się, na jaki temat mogę zacząć rozmowę, byleby nie było tej
duszącej ciszy między nami, chociaż nie była ona niezręczna.
- Ta książka – wyrwało mi się po chwili, ale postanowiłem
iść za tematem a nie znowu urywać konwersacji – jest naprawdę ciekawa.
Powiedziałaś, że w drugim rozdziale coś się dzieje, ale… - przełknąłem ślinę –
ten pierwszy też mi się naprawdę podobał. Jeszcze raz dziękuję, że pozwoliłaś
mi ją pożyczyć.
- Nie ma za co. – przytaknęła. Rozluźniłem się trochę,
miałem wrażenie, że z każdą sekundą czuję się lepiej w jej towarzystwie.
Zauważyłem na horyzoncie potężny biały budynek. Wykonałem w stronę Kitai ruch
szturchnięcia ramieniem, ale odsunąłem się w porę, żeby jej nie uderzyć.
- To chyba jest ta stajnia.
Automatycznie przyspieszyłem zbliżając się do ogromnych
drewnianych drzwi, które były otwarte na oścież. Zajrzałem niepewnie do środka.
Żadnej żywej duszy.
- Czysto. – szepnąłem do dziewczyny wyprostowując się. W środku
było niezmiernie cicho, jedyną słyszalną rzeczą było pojedynczy chrzęst słomy
czy stłumione parsknięcia. Zaglądałem po kolei do każdego boksu, ku mojemu
zdziwieniu, większość była pusta. Kilka koni podniosła łby przerywając swoje
śniadanie, żeby zobaczyć osoby przybyłe o dziwnie wczesnej godzinie, ale po
chwili wracały do jedzenia. Czułem jak z każdym obejrzanym pustym boksem poziom
mojej paniki wzrasta, nigdzie nie widziałem Noir. Kitai musiała zobaczyć moje
zdenerwowanie. Na dźwięk jej głosu lekko podskoczyłem w miejscu, chociaż mówiła
spokojnie.
- Jak wygląda twój koń?
- Drobnej postawy, ciemno-, wręcz skarogniada… -
zmarszczyłem brwi oglądając się. – Bez żadnych odmian na pysku, ma tylko dwie
na nogach, i to małe.
Blondynka uśmiechnęła się lekko odwracając się w stronę
drzwi, którymi niedawno wchodziliśmy.
- Sugerujesz, że jej tu nie ma? – mój głos mimowolnie się
zatrząsł. Wtedy dziewczyna zatrzymała się przy drugim od wejścia boksie.
Spojrzałem w niego niepewnie i całe moje napięcie momentalnie znikło. Café Noir
II leżała spokojnie na słomie, ignorując wszystko i wszystkich. Otworzyłem
drzwiczki szybkim ruchem i wpadłem do środka z impetem.
- Noir! – uśmiechnąłem się szeroko, próbując zwrócić na
siebie jej uwagę. Klacz zastrzygła uszami, ale wciąż nie wstała. Dopiero, kiedy
wyciągnąłem smakołyka z kieszeni bluzy podniosła się chuchając we mnie ciepłym
powietrzem. Pogłaskałem ją po szyi obserwując jak szybko przełyka przekąskę.
Obejrzałem Noir ze wszystkich stron sprawdzając, czy nie skaleczyła się przy
transporcie, ale na szczęście nic jej się nie stało. Oparłem się o drzwiczki
boksu uśmiechając się do Kitai, obecność Café Noir II automatycznie dała mi
więcej odwagi.
- Jeździsz konno? – poczułem, jak klacz próbuje znaleźć
kolejne smakołyki w kieszeniach mojego swetra i przygryza jego materiał, przez
co zaśmiałem się głośno. - Możemy wybrać się w spokojny teren, pospacerować.
Kitai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz