- Zorro dostał kolki... - wyznałam szeptem. Nie podniosłam głowy po tym, czekałam na to, co powie Hefaja, u której właśnie przebywałam.
- Zorro? - niepewnie spytała. Cichutko się zaśmiałam. No tak, mogła nie wiedzieć.
- Zorro Junior, mój koń. Ten fryzyjczyk, którego dzisiaj rano jeszcze czesałam - wypowiedziałam się, o wiele głośniej, niż wcześniej. Oblizałam wargę, gdyż poczułam, jakby była ona trochę sucha. - To była chwila. Podczas spaceru z nim, nagle upadł na ziemię, zaczął się po niej tarzać. Niby normalka, bo czasem lubi tak robić, ale... Oddychał szybciej niż zwykle. Jakoś pomogłam mu wstać i poprowadziłam do stajni. Potem to stało się tak szybko. Usiadł, zawołałam stajennego, który szybko ocenił wzrokiem jego stan, po czym zadzwonił do weterynarza... - opowiedziałam jej to wszystko. W międzyczasie wycierałam swoje łzy, które płynęły wzdłuż moich policzków. Podniosłam głowę wyżej zapłakana. Spojrzałam prosto w oczy mojej koleżanki. Czułam, jak warga delikatnie mi drży. - Boję się o niego - powiedziałam. Hefaja jakby się przejęła, zaraz mnie objęła. Odwzajemniłam jej gest, mocno ją ściskając. Tak się martwię! Przecież kolka u koni może kończyć się nawet śmiercią. Nie wyobrażam sobie mojego dalszego życia bez Zorro Juniora. Nadal pamiętam ten dzień, gdy Kalisa rodziła. Ta ekscytacja we mnie, przez co praktycznie nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu, że jej pierwszy potomek będzie należał do mnie. Te czarne oczy, niczym paciorki, gdy karmiłam go pierwszy raz z butelki ze smoczkiem. To wspomnienie, gdy pierwszy raz nadepnął mi na stopę. Schowałam twarz w ramieniu dziewczyny, prosto w nie płacząc. Oby nie była zła za mokrą bluzkę. Poczułam, jak zaczyna przesuwać dłonią po moich plecach. To w jakiś sposób dawało mi poczucie bezpieczeństwa i tym samym mnie uspokajała. A w tym momencie najbardziej chciałam się właśnie uspokoić. Szczerze, to nie wiem, czemu akurat poszłam z tym wyznaniem akurat do niej. Równie dobrze mogłam powiedzieć to mojej współlokatorce, Luizie. Z tego, co pamiętałam, to też miała konia, tylko wałacha. Nawet mogłam pójść do Eloy'a. Chociaż nie, on dzisiaj musiał po coś pojechać do miasta. Jednak... obecność Hefai jednak mnie bardziej uspokoiła. Tak bardzo, że aż słyszałam przyspieszone bicie własnego serca. Chyba nawet wydawało mi się głośniejsze niż zwykle.
Hefaja? Ale mi walnęłaś z tym wyznaniem xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz